Felietony 27 maj 2018 | Redaktor

Każde, nawet najdrobniejsze wahnięcie formy Jarosława Kaczyńskiego uruchamia cały ciąg spekulacji, które w zależności od autora, przybierają bardziej lub mniej fantasmagoryczną postać.

      

Maciej Eckardt

Felietonista

Każde, nawet najdrobniejsze wahnięcie formy Jarosława Kaczyńskiego uruchamia cały ciąg spekulacji, które w zależności od autora, przybierają bardziej lub mniej fantasmagoryczną postać. Jest to zjawisko zrozumiałe, wszak lider PiS to postać w polskiej polityce najbardziej wpływowa i decyzyjna, więc siłą rzeczy takie zainteresowanie generować musi. Jest to – by sięgnąć po licentia poetica samego zainteresowanego – oczywista oczywistość. 

Troskę o zdrowie pana prezesa możemy z grubsza podzielić na dwa rodzaje – szczerą i udawaną. Obie te troski, charakterystyczne dla obozu skupionego wokół Jarosława Kaczyńskiego, wypływają z frakcyjnych kalkulacji związanych z sukcesją po prezesie, który co jakiś czas nadaje tym kalkulacjom dynamiki, dając do zrozumienia, że moment jego emerytury zbliża się nieuchronnie. Działa to na struktury niczym elektrowstrząs, o co właśnie prezesowi chodzi, gdyż pod wpływem puszczanego prądu działacze różnie się zachowują, co też on swoim uważnym okiem i uchem wychwytuje. 

Wróćmy jednak do trosk. Pierwsza z nich, ta szczera, jest domeną wąskiego grona starych druhów prezesa, którzy przeszli z nim szlak bojowy znaczony krótkimi interwałami chwały oraz zdecydowanie dłuższymi momentami poniewierki, która była okresem hartowania się charakterów smaganych przeciwnościami losu, mających dzisiaj w sobie moc ścinania głów nie tylko ministrów, ale i premierów. To polityczni asasyni. Najtwardsi z najtwardszych. W sposób oczywisty więc zdrowie prezesa jest dla nich sprawą nie tylko polityczną, ale i tożsamościową, doskonale mieszczącą się w formule – my wszyscy z Niego. 

Druga z trosk, udawana, dotyczy zdecydowanie szerszego spektrum obozu Zjednoczonej Prawicy i wykracza poza ramy Prawa i Sprawiedliwości. Za skwapliwymi życzeniami zdrowia kryje się bowiem nadzieja, że niedyspozycja prezesa jest na tyle poważna, iż czas zacząć polerować noszoną w teczce buławę oraz liczyć hufce, które bez zbędnej zwłoki rozprawią się z konkurencją, bo ta – jak wiadomo – nie śpi i myśli o tym samym. Liczy się więc właściwy moment reakcji. Ale zanim ona nastąpi, potrzebna jest mimikra.

Jest jeszcze wprawdzie totalna opozycja, która przy każdym komunikacie o zdrowiu prezesa gna do lodówki po szampana, ale głównie po to, by po chwili schować go na lepsze czasy. Dotyczy to zwłaszcza tego odłamu opozycji, który od godziny czwartej rano już nie śpi, czujnie nasłuchując odgłosów płynących z klatki schodowej. Trzyma on w lodówce również drugi szampan, dedykowany, wiadomo, Mariuszowi Kamińskiemu. Pech chce, że oba wciąż się chłodzą. 

Tymczasem kolano prezesa, nad którym pochyla się dzisiaj cała Polska dla sprawowania nadzoru nad państwem, ma znaczenie niewielkie. Nawet gdyby kolano totalnie odmówiło prezesowi posłuchu, nienaruszony pozostaje organ najważniejszy, czyli głowa. Tam prezes nosi wszystkie plany i tajemnice, których lepiej, żeby totalna opozycja nie poznała. A każdemu, kto chciałby tej głowie zagrozić, na drodze staną bezlitośni asasyni. Takie ich zadanie.

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor