Opinie 17 lut 2017 | Redaktor
Nie daj się bankom

Co zrobić z kredytem frankowym? – radzi Przemysław Smoczyński, bydgoski radca prawny.

Temat kredytów frankowych od kilku lat nieprzerwanie gości w radiu, telewizji, prasie oraz mediach elektronicznych Nieprzerwanie wywołuje też rozgorączkowanie zarówno u posiadaczy tych kredytów, zwanych „frankowiczami”, jak i pozostałej części społeczeństwa. Chciałbym w oderwaniu od niepotrzebnych emocji nieco uporządkować ten temat od strony prawnej. Zwłaszcza że w przestrzeni publicznej nadal pojawia się sporo uproszczeń, a nawet przekłamań. Osobiście miałem okazję przeanalizować kilkadziesiąt umów frankowych zawieranych przez największe polskie banki. Jest to materiał, który pozwala podjąć próbę odpowiedzi na pytanie „co zrobić z kredytem frankowym?”.

Gdzie się podziały franki szwajcarskie?

Zapewne niektórych zdziwi fakt, że tzw. „kredyty frankowe” w zdecydowanej większości nie były kredytami walutowymi. Bank nie pożyczał bowiem klientom franków szwajcarskich, a zwykłe złotówki. Podobnie klienci zobowiązywali się do spłaty rat w złotówkach. Skąd zatem mowa o frankach? Otóż otrzymywana przez klienta kwota przeliczana była ze złotówek (PLN)
na franki szwajcarskie (CHF – z łac. Confœderatio Helvetica Franc). W ten sposób klient stawał się dłużnikiem we frankach. Z kolei bank ustalał wysokość rat kredytu, ponownie przeliczając określoną kwotę w CHF na PLN. Zabieg ten nazywamy indeksacją. Trochę to zawiłe? Spróbujmy zilustrować całą operację przykładem.


Pożyczamy od banku 100 tys. zł. Przyjmijmy, że 1 frank w chwili brania przez nas kredytu kosztuje 2 zł. Bank dzieli zatem 100 tys. na 2 i księguje po naszej stronie dług w wysokości 50 tys. CHF. Następnie wyliczona zostaje pierwsza rata, którą mamy zapłacić, powiedzmy 400 CHF. Tym razem jednak nie mnożymy 400 razy 2 zł, tylko razy 2,20 zł, z czego 20 groszy to tzw. „spread walutowy”, na którym dodatkowo wzbogaca się bank. Nasza rata to więc 880 zł. Co się jednak stanie, gdy 1 frank będzie kosztował 4 zł? Wtedy nasza rata wyniesie ok. 1 700 zł. Podane wartości są oczywiście przykładowe, a praktyka banków co do wysokości spreadów bywała różna. Nie zmienia to faktu, że kredytobiorca w wyniku wzrostu wartości franka szwajcarskiego oraz marż bankowych pozostaje z długiem mniej więcej dwukrotnie wyższym niż kwota, którą otrzymał od banku.

Czy frankowiczom potrzebna jest pomoc?

Zapewne wiele osób powie w tym miejscu, że frankowicze powinni byli zdawać sobie sprawę z podejmowanego ryzyka. I że ich aktualne położenie jest zwykłą konsekwencją niewłaściwego wyboru. Nie oznacza to jednak, że banki miały prawo wprowadzać do umów kredytowych mechanizm indeksacji, którego prawo bankowe wówczas nie przewidywało. Nie oznacza także, że były uprawnione do zamieszczania w umowach postanowień rażąco niekorzystnych dla klientów, zwanych w języku prawniczym „klauzulami abuzywnymi” albo „niedozwolonymi postanowieniami umownymi”. Polskie prawo, w ślad za prawem europejskim, przewiduje szczególną ochronę konsumentów jako słabszych stron stosunku prawnego, za którymi nie stoi sztab ekonomistów, psychologów i prawników. Z kolei od banków jako instytucji zaufania publicznego nasze prawo wymaga transparentności i uczciwości w relacjach z klientami.


Wróćmy do kwestii tzw. „pomocy frankowiczom”. Jest to w mojej ocenie sformułowanie bardzo niefortunne. Sugeruje bowiem, że Państwo miałoby w jakiś sposób za pomocą swoich (a więc naszych) pieniędzy zmniejszyć zadłużenie kredytobiorców. Ewentualnie, że to banki miałyby ulżyć frankowiczom, obciążając kosztami pozostałą część społeczeństwa. Otóż nie o to chodzi. Z moich rozmów z osobami, które zaciągnęły kredyty frankowe, wynika, że oczekują one jedynie tego, by banki zaprzestały stosowania klauzul niedozwolonych zawartych w umowach. Frankowicze liczyli na to, że ich postulat uda się spełnić za pomocą ustawy, na co aktualna władza wykonawcza
i ustawodawcza się nie zdecydowały. Pozostała im władza sądownicza, która od pewnego czasu skutecznie eliminuje z umów niedozwolone postanowienia umowne.

Czy warto sądzić się z bankiem?

Przyjrzyjmy się bliżej klauzulom niedozwolonym. Jakie to konkretnie punkty umowy? I skąd wiadomo, że są niedozwolone? Wszystko zaczęło się w 2010 roku, kiedy Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wpisał do Rejestru Klauzul Niedozwolonych postanowienia indeksacyjne stosowane przez dwa banki, które przodowały pod względem liczby udzielonych kredytów frankowych. W związku z tym, że klauzule wpisane do Rejestru nie wiążą konsumentów, z wielu umów wyeliminowana została podstawa do przeliczania złotówek na franki. W praktyce jednak banki nie zaprzestały stosowania niedozwolonych postanowień, uznając, że klienci nadal zadłużeni są we frankach. Frankowiczom pozostało w tej sytuacji wystąpienie na drogę sądową. Co i jak można zyskać w sądzie? Możliwości jest kilka.


Pierwsza z nich to pozew o zwrot nadpłaconych rat kredytowych. W związku z tym, że klauzula indeksacyjna nie wiąże klienta, kredyt należy uznać za złotówkowy i to od samego początku jego istnienia. Klient może więc domagać się od banku zwrotu nadpłat, które powstały w związku z przeliczeniem złotówek na franki. Są to kwoty od kilkunastu do nawet kilkuset tysięcy złotych. Przykładowo, Sąd Rejonowy dla Wrocławia-Fabrycznej w wyroku z dnia 20 lipca 2016 r. (sygn. akt XIV C 2126/15) nakazał bankowi zwrot kwoty 54.182,35 zł.


Drugą opcją jest powództwo o ustalenie nieważności całej umowy kredytowej. W przypadku powodzenia, klient będzie musiał zwrócić bankowi jedynie kwotę, którą otrzymał w złotówkach, pomniejszoną o wszystkie zapłacone raty, opłaty i prowizje. Jest to więc opcja nad wyraz kusząca, jednakże bardziej ryzykowna od pozwu o zapłatę. Dotąd zapadł tylko jeden wyrok, w którym Sąd stwierdził, że umowa kredytowa była nieważna od samego początku (wyrok Sądu Okręgowy w Warszawie z dnia 22 sierpnia 2016 roku, sygn. akt III C 1073/14).


Trzeci wariant to oczekiwanie na pozew banku. Jest to rozwiązanie ostateczne, ale zarazem bardzo skuteczne. Przykładem zwycięstwa frankowicza jest wyrok Sądu Okręgowego w Toruniu z dnia 13 lipca 2016 r. (sygn. akt I C 916/16) oddalający w całości żądanie banku. Frankowicze nie są przegrani nawet na etapie egzekucji komorniczej. Warunkiem jest to, by egzekucja była prowadzona na podstawie bankowego tytułu egzekucyjnego. Można tu przywołać wyrok Sądu Apelacyjnego w Szczecinie z 14 maja 2015 r. (sygn. akt I ACa 16/15), w którym kredytobiorca prawomocnie wygrał z bankiem.

Ile stracą banki?

Banki w wyniku procesów sądowych (czy też ewentualnego ustawowego rozwiązania problemu) nie stracą, a po prostu mniej zarobią. Otrzymają wszak pożyczone klientom kwoty, najczęściej powiększone o opłaty, prowizje i odsetki. Frankowicze zaś nie będą musieli płacić bankom kwot kilkukrotnie wyższych od tych, które w rzeczywistości otrzymali. Nie stracą dachu nad głową i wyjdą ze spirali zadłużenia, która doprowadziła już do niejednej tragedii. Tego wszystkim zainteresowanym życzę.

Przemysław Smoczyński – radca prawny, absolwent Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, bydgoszczanin z urodzenia i zamiłowania, specjalizuje się, m.in. w tematyce „polisolokat” oraz kredytów frankowych

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor