Felietony 16 lis 2018 | Redaktor

Władze wywodzące się z partii uważającej się za wzór patriotyzmu nie przygotowały żadnych centralnych obchodów stulecia, a jedyne, co zrobiły to wykazały się refleksem i w chwili, gdy Hanna Gronkiewicz-Waltz wydała swój niesławny zakaz, podjęły próbę przejęcia Marszu od narodowców.

      

Tomasz Rowiński

publicysta, redaktor kwartalnika „Christianitas”. 

Pomimo obaw i niepokojów niedzielne wydarzenia w Warszawie odbyły się w znacznej mierze spokojnie. Na Marszu Niepodległości zgromadziła się rekordowa liczba uczestników. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zaraz po zakończeniu wydarzenia deklarowało ponad dwieście tysięcy osób, jednocześnie przedstawiciele policji zabezpieczający Marsz w relacjach medialnych mówili, że te wstępne liczby ministerstwa są być może mocno niedoszacowane. Krzysztof Bosak, wiceprezes Ruchu Narodowego, który co roku organizuje Marsz, zapytany przez dziennikarzy stwierdził, że ten był najliczniejszym, jaki do tej pory widział. A jest z tym wydarzeniem związany od samego początku. 

Liczne uczestnictwo mieszkańców Warszawy, ale przecież nie tylko, w tegorocznym Marszu, miało wiele przyczyn. Zapewne główna była taka, że i okazja skłoniła wielu z nas do tego, by świętować w jakiś czynny świętować. W sobotę choćby rozmawiałem ze znajomym ojcem dominikaninem, który właśnie tak przedstawił mi sprawę. To niezwykłe dni i chciał brać udział w różnych wydarzeniach towarzyszących świętu. Nasza rozmowa zresztą wydarzyła się właśnie dlatego, że 10 listopada obaj znaleźliśmy się na Kongresie Republikańskim, który także tematycznie był zorientowany na obchody stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Przy czym ja byłem prelegentem, jako redaktor merytoryczny i współautor wydanej przez Fundację Republikańską książki o scenariuszach dla Polski na następne sto lat („PL2118”, Fundacja Republikańska, Warszawa 2018), a ów zaprzyjaźniony z moją rodziną od lat zakonnik, słuchaczem. 

Trzeba też wskazać inne powody popularności Marszu - już mniej radosne. Zaraz po tym, jak ustępująca prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz postanowiła wydać zakaz dla tegorocznej edycji Marszu, przez Internet przeszła fala deklaracji osób, które na Marsz zwykle nie chodziły, ale po tej sprzecznej z konstytucją decyzji władz Warszawy zapowiedziały swój udział w wydarzeniu. Co ciekawe, nie dotyczyło to tylko ludzi, których można było zidentyfikować jako zwolenników prawicy. Zaraz po Marszu na Facebooku znalazłem zdjęcie jednej z tych deklarujących wcześniej udział osób w otoczeniu tłumu maszerujących i morza biało-czerwonych flag. Zatem zakaz naprawdę zadziałał. 

Do powodów szczególnej popularności tegorocznego Marszu Niepodległości trzeba też dodać to, że dołączyły do niego władze państwowe, co zapewne przyciągnęło też wiele osób w jakiś sposób upewnionych, że wydarzenie to będzie znakiem jedności narodowej w dniu wielkiego święta. Niestety w tym miejscu trzeba napisać też kilka przykrych słów. Władze wywodzące się z partii uważającej się za wzór patriotyzmu nie przygotowały żadnych centralnych obchodów stulecia, a jedyne, co zrobiły to wykazały się refleksem i w chwili, gdy Hanna Gronkiewicz-Waltz wydała swój niesławny zakaz, podjęły próbę przejęcia Marszu od narodowców. Nie konsultując sprawy z Ruchem Narodowym, któremu próbowano ograniczyć możliwość realizacji praw obywatelskich, ogłosiły ustami prezydenta Dudy swój Marsz. Ostatecznie po negocjacjach przeszły dwa marsze niewchodzące sobie w drogę. 

Jednak w niedzielę miałem okazję rozmawiać z przywołanym tu już Krzysztofem Bosakiem, który choć stwierdził, że tegoroczna sytuacja została pomyślnie rozwiązana, to jednocześnie nie zmienił swojego wcześniejszego negatywnego zdania o stylu działania obozu rządzącego wobec RN jako organizatora Marszu. Zdanie to podzielam i wyraziłem je także w miniony piątek na falach Polskiego Radia 24. O tym, że sprawa nie jest zakończona, świadczą słowa wicepremiera i ministra kultury Piotra Glińskiego, który sugeruje, że w przyszłości Marsz Niepodległości (być może pod nazwą Marsz Biało-Czerwony) powinien pozostać w gestii organizacyjnej państwa. Rzecz jasna, ktoś mógłby powiedzieć, że odmawianie państwu możliwości udziału w tym wydarzeniu jest małostkowe. Jak jednak określić podpinanie się pod czyjś sukces, a w dłuższej perspektywie, przejmowanie efektów wysiłku organizacyjnego oraz poparcia społecznego wypracowanego przez kogoś innego? Państwo jest domeną polityki i dziś Ruch Narodowy jest organizacją opozycyjną w stosunku do sił rządzących Polską, a zatem i Marsz Niepodległości był manifestacją pewnej wizji patriotyzmu odmiennej od proponowanej przez przez polskie rządy w ostatnim dziesięcioleciu.

Felieton ukazał się w papierowym wydaniu „Tygodnik Bydgoskiego” 15 listopada 2018 r.

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor