Opinie 10 lut 2017 | Maciej Eckardt

Ludzie nie powinni widzieć jak robi się kiełbasę i politykę – stwierdził ponoć Otto von Bismarck, mając na myśli kulisy uprawiania polityki. Patrząc na to, co się dzieje w polskim Sejmie, odnieść można wrażenie, że Bismarck po prostu przestrzelił.

     

 

Maciej Eckardt

Felietonista "Tygodnika Bydgoskiego"

 Ludzie nie powinni widzieć jak robi się kiełbasę i politykę – stwierdził ponoć Otto von Bismarck, mając na myśli kulisy uprawiania polityki. Patrząc na to, co się dzieje w polskim Sejmie, odnieść można wrażenie, że Bismarck po prostu przestrzelił.

Przyznaję, czasy, w których przychodzi posłom działać, nie należą do łatwych. Szczegółowość, będąca konsekwencją rozwoju cywilizacyjnego, z jaką przychodzi im się stykać w pracach legislacyjnych, daleko przekracza możliwości poznawcze wielu z nich, a co dopiero twórcze, których efektem byłby wymierny wkład intelektualny w stanowione prawo. To może stresować. Niestety, zamiast spodziewanej pokory, kwitnie buta i przekonanie o własnej wyjątkowości.

Żyjemy w czasach politycznego show. Tego oczekuje publika, media i główni aktorzy. Uwagi nie przyciąga cichy poseł pracuś, ale skandalista, potrafiący rzucić zgrabnym bon-motem, a kiedy trzeba „mięsem”, bo to zapewnia nośność medialną. Polityka dzisiejsza to zgiełk, z którego coraz trudniej wyłowić to, co istotne z punktu widzenia społecznego. Jej znakiem rozpoznawczym stały się infantylne spory, zapiekłość, brak dystansu do spraw nieistotnych z punktu widzenia interesów państwa oraz tabloidyzacja każdego praktycznie przekazu.

Większość polityków w tym co mówi, jest nieznośnie przewidywalna, bez względu na to, czy posługuje się „przekazem dnia” przesłanym przez centralę, czy też próbuje samodzielnie taki przekaz sformułować. Nawet jeśli decydują się na tak ryzykowany krok, to – poza nielicznymi wyjątkami – wypada to marnie. Dlatego, zamiast polemik politycznych mamy tyrady wizerunkowe, obliczone na pognębienie przeciwnika, a nie naświetlenie problemu. Debatę zastąpiła deliberacja.

Wracając do polityki i kiełbasy, to przestaje dziwić, że ponad połowa Polaków widząc sejmową kuchnię, wybiera polityczny wegetarianizm. Dla higieny psychicznej omija z daleka wyborczą urnę. Dla nich Sejm to ubojnia, w której rzeźnik z drągiem w ręku goni oszalałe ze strachu wieprzki. To  zwykła „tania jatka”, w której kiełbasa, nawet zwyczajna, stała się rarytasem.

Tagi felieton, media