Kultura 28 kwi 2019 | Marta Kocoń
Publiczność chce wzruszenia. I „Straszny dwór” je dał [RECENZJA]   

próba generalna „Strasznego dworu” (25.04.2019), fot. Anna Kopeć,

W Roku Moniuszkowskim Opera Nova zaprasza widzów do „wspólnego domu”. Po 25 latach na bydgoską sceną powrócił „Straszny dwór”, z dużym entuzjazmem przyjęty przez publiczność.

Opera Stanisława Moniuszki premierę miała w Warszawie w 1865 roku. Wówczas gorąca reakcja polskich widzów zaniepokoiła zaborców, spektakl po trzech odsłonach zdjęto więc z afisza. Do dziś pozostaje operą narodową. Tym trudniejszym orzechem do zgryzienia jest dla kolejnych realizatorów...

Poza widmem wysokich oczekiwań, twórcy musieli też poradzić sobie z problemami samej kompozycji dzieła. Ich delikatne, i raczej udane zmagania ze statyką widać zwłaszcza w pierwszej części spektaklu, na którą składają się wydarzenia z pierwszych dwóch aktów. Bracia Stefan i Zbigniew żegnają się z towarzyszami broni, wracają do ojcowskiego domu – wcześniej jednak przyrzekają „żyć w bezżennym stanie”, by móc swobodnie chwycić za broń „gdy wezwie Bóg i kraj”.

Wrażenie braku dramaturgii próbowano osłabić, m.in. dodając do spektaklu więcej tańca niż zazwyczaj.

Reżyser Natalia Babińska do swojego przedstawienia wprowadziła też samego Moniuszkę – to on wprawia w ruch akcję, nakręcając pozytywkę. Opowieść rozgrywa się w wyobraźni/wspomnieniach kompozytora. Temu założeniu podporządkowana została scenografia: scena stała się jedną wielką płytą pozytywki, obracającej się powoli przez prawie cały spektakl.

fot. Anna Kopeć

To chyba najciekawsza innowacja, jaką wprowadzili realizatorzy – wzruszająco wykorzystana w drugiej części widowiska, gdy pozytywka na chwilę zamiera, a Stefan śpiewa swoją arię o domu rodzinnym i utraconej matce. Wówczas, równolegle, po przeciwnej stronie sceny, swój dramat przeżywa sam kompozytor...

To właśnie „Aria z kurantem” najbardziej chwyta za serce, i to już od czasów Moniuszki. Twórcy wzmogli jeszcze jej emocjonalny wydźwięk, wprowadzając na scenę kondukt żałobny. Wspomnienie Stefana (Łukasz Załęski) tym bardziej poruszyło bydgoską publiczność, która klaszcząc, długo nie pozwalała artystom kontynuować gry... Na przejmujący śpiew („Widzę jak matka/Niepewna, czy on wróci,/Wzywa Boga,/By łagodził wojny gniew!”...) nie można było pozostać obojętnym.

Oprócz pozytywki znajdziemy też inne ciekawe rozwiązania scenograficzne: warto wspomnieć o konstrukcji-koronce, opuszczonej niczym kurtyna w drugim akcie. Nawiązanie do robótek ręcznych zostało wykorzystane przez tancerzy, przeplatających „nitki” na tych nietypowych „krosnach”. Plastycznie i choreograficznie scena ta ma zdecydowanie wiele uroku.

fot. Anna Kopeć

Wrażenie robi też surowa konstrukcja strasznego dworu w scenie z kurantem – scenografia ma tu charakter umowny, oddaje klimat „nawiedzonego” domostwa, wzmagany sugestywnymi efektami świetlnymi.

Babińska na scenę wprowadza też inne nowe postaci poza Moniuszką. Przed premierą wyjaśniła, że chce odwołać się do pogańskiej słowiańszczyzny – w samym libretcie jej znakiem jest lanie wosku, któremu oddają się Hanna i Jadwiga, spragnione wiadomości o przyszłych mężach.

Do wróżby Babińska dołącza więc istoty z ludowych wierzeń i utworów romantycznych – Rusałkę i Rycerza, który początkowo jest nieczuły na jej wdzięki, a ostatecznie kapituluje. Wątek ten rozegrany zostaje w całości choreograficznie.

fot. Anna Kopeć

Symboliczną postacią jest także Zły Duch, przez twórców (niestety) zbagatelizowany, pomyślany jako niezbyt groźny mąciwoda, miał dodać całości nieco komizmu, co momentami się udaje. Przeważnie jednak jego rola nie jest jasna – nie wiemy, czy/do czego kusi postaci aż do momentu, gdy staje się „prawą ręka” Damazego w walce o posag i serce Hanny... Jego obecność na scenie wydaje się nieco chaotyczna (niekiedy dotyczy to także rusałki i rycerza). Twórcy chcieli dodać do opery coś od siebie, jednak nie zawsze udaje im się uczynić to spójnie z dziełem, w sposób, który wniósłby coś do jego odczytania...

Wydaje się, że do słowiańskiej demonologii w jednej ze scen nawiązują także tancerki, ubrane w biel, kilkakrotnie zarzucające włosy na twarz, co nieodparcie kojarzyło mi się z obrazem rodem horroru... Mam nadzieję, że odczytuję to błędnie, bo motyw ten wydaje mi się wręcz odpychający.

Największy ładunek emocjonalny przynosi druga część spektaklu (akty trzeci i czwarty).Zasłużony aplauz odebrali Miecznik (Leszek Skrla), znakomicie wiodący komiczny spór Skołuba (Łukasz Jakubczak) i Maciej (Bartłomiej Kłos), bracia Zbigniew (Janusz Żak) i Stefan (Łukasz Załęski). Uwagę przyciągała też śpiewająca partię Hanny Julia Pruszak. Dynamizmu dodała przerysowana, barwna (dosłownie) postać Cześnikowej (świetna Małgorzata Ratajczak).

fot. Anna Kopeć

Sprawujący kierownictwo muzyczne Piotr Wajrak swoją misję określił jako „zapewnienie słuchaczom bezpieczeństwa” w sferze muzycznej. Dzięki Orkiestrze Opery Nova można było docenić wspaniałe zharmonizowanie muzyki Moniuszki ze słowem Chęcińskiego. Zachwycał też śpiew chóru, przygotowanego przez Henryka Wierzchonia.

fot. Anna Kopeć

Natalia Babińska chciała, by bydgoski „Straszny dwór” łączył, budował wspólnotę, stąd brak w dziele uaktualniających nawiązań, które mogłyby budzić kontrowersje. Zdecydowała się jednak odrzucić fragment libretta: w produkcji nie usłyszmy Arii Hanny. Jak tłumaczyła, nie mogłaby podpisać się pod jej przesłaniem. – Za ojczyznę nie należy ginąć, ojczyznę trzeba wspólnie budować – argumentowała reżyser.

Patriotyczna wymowa dzieła zostaje oczywiście zachowana, za sprawą licznych innych motywów. Myślę jednak, że decyzja ta nie pozwoliła domknąć jednego z wątków. Miecznik pragnie zięciów odważnych, a Hanna jest poruszona posądzeniem ukochanego o tchórzostwo – bez arii nie jesteśmy jednak pewni, czy zgodziłaby się puścić Stefana w drogę, gdy przyjdzie wezwanie... a przecież Moniuszko i Chęciński tę pewność chcieli wyeksponować.

„Straszny dwór” to drugi w tym sezonie spektakl Opery Nova – po „Awanturze w Recco” – który z wielkim wdziękiem porusza czułe narodowe struny, odwołuje się do naszych romantycznych wyobrażeń, spraw kluczowych dla polskiej tożsamości. Natalia Babińska chciała, by widzowie choć na chwilę poczuli się jak we wspólnym domu – i razem z zespołem realizatorów, jak się wydaje, osiągnęła cel.

Premiera „Strasznego dworu” w sobotę (27 kwietnia) zainaugurowała 26. Bydgoski Festiwal Operowy. Relacja z premiery i galeria zdjęć z próby generalnej dostępne TUTAJ.

Marta Kocoń

Marta Kocoń Autor

Sekretarz Redakcji