Książka 3 wrz 2017 | Krzysztof Osiński
Władcy Mokotowa, czyli mafia po polsku [RECENZJA]

W książce Ewy Ornackiej znajdziemy wszystko, czego oczekiwać mogą czytelnicy publikacji o mafiach. Są tu więc porwania, wymuszenia, napady, zabójstwa, prostytucja, handel narkotykami, skorumpowani policjanci i skruszeni bandyci. Słowem, pełne spektrum działalności zorganizowanej grupy przestępczej i opis walki, którą prowadzą z nią wyspecjalizowane oddziały policji.

Ewa Ornacka doskonale zna tę tematykę, ponieważ od lat zajmuje się badaniem i opisywaniem przestępczości zorganizowanej w Polsce. Już wcześniej napisała  kilka  książek  („Nowy alfabet mafii”, „Wojny kobiet”, „Pajęczyna strachu”), współtworzyła również reportaże telewizyjne poświęcone temu zagadnieniu. Tym razem postanowiła przybliżyć działalność grupy mokotowskiej, przez niektórych nazywanej „najbardziej brutalną grupą przestępczą w Polsce”.


Tytuł „Kombinat zbrodni” nie jest przypadkowy. Grupa mokotowska tworzyła bowiem swoiste przedsiębiorstwo specjalizujące się w przeróżnych przejawach przestępczej działalności. Przywódcy nazywani „zarządem” i kilkuset „pracowników” nazywanych żołnierzami dbali o to, aby zyski były jak największe. Polecenia szefów egzekwowano z niebywałą bezwzględnością, która dotykała wszystkich, zarówno ofiary, jak i swoich, którzy byli niezbyt gorliwi albo, co gorsza, podejrzani o zdradę lub współpracę z policją.


Zdrajcy kończyli w lesie, w dole wypełnionym wapnem i cementem. Jeszcze gorzej miały jednak ofiary, bowiem wiele z nich przed śmiercią okrutnie torturowano. O ich losie dowiadujemy się z zeznań sprawców lub z analizy dokumentacji różnych śledztw. Nad porywanymi dla okupu brutalnie się znęcano. Podwieszano ich pod sufitem, aby służyli jako worki treningowe dla zwyrodniałych osiłków. Wyrywano im zęby kombinerkami czy też okładano młotkiem tak długo aż pękał drewniany trzonek. Ze względu na specyficzne praktyki grupę nazywano „obcinaczami palców”. Nazwa pochodziła od sposobu zmiękczania rodzin porwanych osób, które w celu potwierdzenia faktu przetrzymywania ich krewnego oraz przyspieszenia procesu zbierania pieniędzy na okup otrzymywały obcięte palce porwanej osoby.


Jeden z członków gangu opowiada autorce książki o tym, że do żądania okupu dołączane były taśmy z zarejestrowanym przesłaniem. Co się na nich znajdowało? Rozmówca autorki opisuje to w następujący sposób: „Jak dzieci płaczą, proszą, żeby rodzice zapłacili porywaczom. Jeden stał z pałą i nap******ał mu po łbie: »Mów, żeby płacili, bo jak nie to cię zabijemy!«. Bronią straszyli, więc dzieciak płakał. Jak ojciec z matką oglądali taki film, to wiadomo, że od razu wyjmą pieniądze i zapłacą jakieś 300–400 tysięcy, czasami pół miliona. W euro i dolarach. Zależy, ile kto mógł dać”.


Jednocześnie bandyci nie uznawali żadnych kompromisów. Wpłacenie części pieniędzy za porwaną osobę kwitowali cynicznym stwierdzeniem: „Okup w kawałkach, chłopak w kawałkach”. Wpłacenie całego okupu również nie gwarantowało odzyskania wolności, czego dobitnym przykładem jest porwanie Eweliny B., córki majętnego przedsiębiorcy. Uprowadzono ją w 2005 r. w czasie, gdy wracała z zajęć na uczelni. Zdesperowana rodzina zapłaciła za nią 567 tysięcy euro okupu, a mimo to dziewczyna nie została uwolniona. Śledczy uważają, że stało się tak, ponieważ dziewczyna nie żyła. Została zamęczona przez swoich oprawców. Pewności jednak nie ma, ponieważ jej ciała dotąd nie odnaleziono. Koszmar rodziny trwa więc do dzisiaj.


Książka Ornackiej jest wszechstronna. To nie tylko opowieść o bandytach, ale również o ich ofiarach, policjantach rozpracowujących grupę przestępczą oraz prokuratorach starających się przygotować akt oskarżenia. Tak kompleksowe spojrzenie pozwala lepiej zrozumieć, czym była grupa mokotowska, ale z drugiej ukazuje, że opisywany świat nie był bynajmniej czarno-biały. Wśród bandytów byli tacy, którzy mieli dość i chcąc zerwać z przestępczym procederem, podejmowali współpracę z policją i prokuraturą, przyczyniając się tym samym do aresztowania wielu członków organizacji. Wśród policjantów byli natomiast również tacy, którzy ściśle współpracowali z gangiem, czy to dostarczając mu różnych informacji, ostrzegając przed działaniami śledczych czy wręcz aktywnie uczestnicząc w napadach, porwaniach i innych kryminalnych działaniach. Na przeciwnym biegunie byli również policjanci, którzy jako tzw. przykrywkowcy wchodzili w struktury grupy mokotowskiej i udając bandytów, rozpracowywali ich i zbierali dowody przestępczej działalności. Działali oni z narażeniem własnego życia, bo w przypadku zdrady ze strony skorumpowanych kolegów albo wpadki ryzykowali własnym życiem.


Książka „Kombinat zbrodni” to pasjonująca opowieść o ludziach pozbawionych skrupułów. Jeden z członków gangu zapytany o to, jak to jest zabić człowieka, odpowiedział: „Jak na zabójstwie: facet dostał w łeb i po sprawie. Normalna rzecz”. Dobrze wiedzieć, czego można się po nich spodziewać i jak należy ich zwalczać. Czasy grupy mokotowskiej przeminęły. Nie ma się jednak co łudzić, na jej miejsce powstaną kolejne. Musimy być na to gotowi!l


Ewa Ornacka,
Kombinat zbrodni.
Grupa mokotowska
Wydawnictwo Rebis