Ludzie 3 mar 2019 | Redaktor
Wspinaczka wymaga wielkiego zaufania [ZDJĘCIA]

fot. Michał Hordowicz

Wyjątkowe zawody Boulder Ekstraklasy odbyły się w Bydgoszczy. Do miasta przyjechali znawcy tej dyscypliny. Katarzyna Chrzan przepytała fachowców, aby przybliżyć Czytelnikom meandry wspinaczki, zwłaszcza że zainteresowanych sportem wspinaczkowym jest coraz więcej dzieci i młodszej młodzieży.

Katarzyna Chrzan: Czym w ogóle jest tzw. boulderownia i na czym polega sam bouldering

Łukasz Deręgowski, instruktor wspinania, główny koordynator Boulder Ekstraklasy w Bydgoszczy: Boulderownia to jest ścianka, gdzie wspinamy się bez asekuracji. Wchodzimy na wysokość maksymalnie 4,5 metra i spadamy na materac. Nie ma więc wzajemnej asekuracji liną, co kojarzy się zawsze z typową wspinaczką. Naszą asekuracją w tym wypadku jest po prostu materac.

Wspinanie na boulderowni jest bardziej widowiskowe niż wspinanie z liną z racji tego, że często wiąże się to z jakimiś gimnastycznymi ustawieniami i akrobacjami. Jest bardzo dużo różnego rodzaju skoków, sekwencji technicznych. W boulderingu liczy się zwinność, liczy się precyzja i siła.

Na boulderowni trudności przechwytów, czyli pojedynczych ruchów, są dużo bardziej skumulowane niż we spinaniu z liną. Z liną bowiem, wspinanie się mocno rozciąga w czasie i wspinacz musi do tego podejść bardziej taktycznie, ponieważ musi rozplanować taktykę pokonania danej drogi bardziej wytrzymałościowo.

Podczas zawodów bouldery (popularnie zwane baldami), które układamy są trudne technicznie, z racji tego, że możliwość przejścia, czyli klucz do rozwiązania danej drogi jest skomplikowany. Trzeba być doświadczonym zawodnikiem, mieć jakąś wprawę w pokonywaniu boulderów, żeby odczytać co myślał twórca danej drogi, jaki istnieje pomysł na jej przejście.

To jest właśnie główna trudność w boulderingu, że one mogą być albo bardziej siłowe, albo bardziej techniczne, albo bardziej na balans, po małych chwytach, albo po tzw. oblakach, po prostu trudności są bardzo różnorodne.

Jaki sprzęt potrzebny jest do boulderingu?

Małgorzata Żubka, instruktor wspinania, Centrum Wspinaczkowe SPIDER: Podstawą są buty i magnezja. Buty wspinaczkowe są po prostu ciasne, opinają stopę i mają specjalną gumę, która się zaciera na ścianie,  dzięki temu możemy utrzymać nasz ciężar ciała nawet na mikrostopieńku na ścianie. Gdybyśmy używali zwykłych butów sportowych, one by się łamały i ciężar ciała musielibyśmy utrzymywać na rękach, a należy go utrzymywać właśnie na nogach.

Na czym polega wyjątkowość zawodów Boulder Ekstraklasy, które odbyły się także w Bydgoszczy?

Ł. D.: Polegają one na tym, że na dwunastu ścianach w całej Polsce organizowana jest seria zawodów o tej samej formule, czyli jest taka sama ilość bulderów - problemów bulderowych do przejścia i punktacja jest liczona po każdej edycji.

Skąd wziął się pomysł na takie ogólnopolskie zawody? Czy to jest jakieś novum w świecie wspinaczkowym?

Ł. D.: Tak, to jest nowy pomysł, stanowi on swoistą alternatywę do tzw. Pucharów Polski, czy Pucharów Europy, czy Świata. Żeby startować w Pucharze Polski trzeba spełnić wiele warunków. Nie może sobie ot tak każdy wziąć w nich udział, bo wiadomo że sobie tam nie poradzi. A ta propozycja Boulder Ekstraklasy jest jakby taką formą Pucharu Polski dla amatorów. Zarówno dla osób, które wspinają się od dawna, ale też i dla początkujących wspinaczy. Poziom trudności nie jest aż tak wysoki jak na przykład na Pucharze Polski.

Rozróżniamy jednak w tej lidze kategorie „light” i „pro”, czyli kategorie dla amatorów i dla zawodowców.

Powiedzmy zatem jakie są dokładnie zasady tych zawodów?

Ł. D.: Podczas tych zawodów mamy do przejścia 25 boulderów w czasie 2,5 godzin. Z tego 20 jest wspólnych, a pięć jest tylko dla kategorii „light”, czyli bardzo łatwych, a pięć jest tylko dla kategorii „pro”, czyli bardzo trudnych, które prawdopodobnie mogą właściwie przejść zawodnicy z czołówki, którzy również startują w Pucharze Polski.

Zawodnicy jeżdżą po całej Polsce, żeby jak najwięcej tych edycji zaliczyć. Zawodnik sam wybiera sobie w ilu edycjach bierze udział, w jakich miastach, punktami liczonymi do ogólnej klasyfikacji jest pięć najlepszych wyników zawodnika więc w ogólnej klasyfikacji wynik osiąga się na podstawie tych pięciu najlepszych startów.

Jak przygotowuje się takie zawody, czy są jakieś ogólne wytyczne dla poszczególnych organizatorów we wszystkich miejscach, w których odbywa się edycja Boulder Ekstraklasy?

Ł. D.: Nie, nie ma szczególnych wytycznych. Drogi przygotowują tzw. routsetterzy. Są to doświadczeni wspinacze, specjalizujący się w układaniu dróg, którzy są w stanie ułożyć takie trasy, aby były i ciekawe i aby jednocześnie były wyzwaniem dla także tych dobrych wspinaczy.

Generalnie nie jest problemem ułożyć boulder tak, żeby go nikt nie zrobił. Chodzi jednak o to, żeby zrobić taki boulder, żeby go zrobili tylko najlepsi. To jest tajemnica bycia dobrym routsetterem.

W Bydgoszczy drogi nakręcili do tych zawodów: Łukasz Jędras, Marcin Czachowski, Dawid Białecki, ja również miałem w tym udział. Ułożyliśmy drogi w taki sposób, żeby wyłoniła się w zawodach czołówka zawodników od pierwszego, drugiego po kolejne miejsca. To nie jest łatwe zajęcie i na całym świecie to jest po prostu zawód.

Przygotowanie tych zawodów na przykład zajęło nam kilka dni i pochłonęło mnóstwo czasu. Trzeba było wszystkie chwyty zdjąć (a mamy ich kilkaset!), dokładnie je umyć, posortować, no i nakręcić trzydzieści boulderów w różnych formacjach, w połogu, w dachu, na przewieszeniu, w trawersie i w pionie. Ekipa spisała się wspaniale, są to ludzie z którymi od dawna współpracuję i są godni polecenia.

Małgosiu, Łukasz opowiedział nam o technicznej i organizacyjnej stronie zawodów a także o samej specyfice boulderingu. Jesteś doświadczoną instruktorką wspinaczki, sama uczestniczyłaś w wielu zawodach zarówno jako zawodniczka (z sukcesami!), jak i obserwatorka swoich podopiecznych. Czy możesz opowiedzieć, o szczególnej atmosferze, jaka panuje na zawodach, a której specyfikę wyraźnie się daje odczuć?

M.Ż.: Osobiście patrzę z trochę innego punktu widzenia, bo sama trenowałam lekkoatletykę przez 12 lat i zawody mi się kojarzyły z dość dużym stresem i rywalizacją. We wspinaniu jest całkiem inaczej. Tak naprawdę wszyscy sobie pomagają, podpowiadają sobie, co też jest właściwie formułą tych zawodów, że można przyglądać się innym wspinaczom, korzystać z ich patentów, z ich pomysłów. Co jest dobre także w tych zawodach to, że mamy wiele prób. Nie musimy nic odpuszczać gdy nam raz nie wyjdzie, możemy wiele razy próbować rozwiązać dany problem boulderowy i modyfikować metodę pokonania go. Co charakterystyczne, na tych zawodach też nie ma sędziów. Sami zawodnicy wpisują sobie punkty.

Czyli są to zawody wielkiego zaufania?

M.Ż.: Tak, zdecydowanie!

Czyli jeśli zawodnik by oszukał, to sam by siebie właściwie ośmieszył?

M.Ż.: O tak. Jak już ktoś raz wpadnie, bo oszuka, to już później się za nim ciągnie opinia przez całą jego karierę wspinaczkową. Wszystkie te czynniki, które wymieniłam, składają się na to, że jest bardzo sympatyczna atmosfera podczas tych zawodów. Zadania są różne, niektóre faworyzują silnych, inne wysokich a jeszcze inne niskich. Część boulderów wcale nie wymaga siły, na przykład Diana (najmłodsza uczestniczka), jest w stanie pokonać wiele tych samych zadań co osoby umięśnione i wysokie, mimo że ona sama jest bardzo drobnej postury. Ona na dana drogę znajdzie po prostu swój sposób, swój patent.

Diano, jesteś najmłodszą zawodniczką i rzeczywiście jesteś drobniutka. Większość zawodników jest dorosła, doświadczona i dość... umięśniona. Jak się czułaś przed tymi zawodami?

Diana Rudenko: Bardzo się stresowałam, bo to dopiero drugie moje zawody w życiu. Z mojego punktu widzenia wszyscy tu są tacy silni i wysocy, a ja jestem niska. Teraz po zawodach jestem bardzo zmęczona, ale atmosfera była bardzo ciekawa. Starsi zawodnicy pomagali mi, dawali porady jak przejść daną drogę. Nie jest dla mnie ważna wygrana, ale samo uczestnictwo. Jestem zadowolona ze swojego startu, przeszłam około 8 - 10 boulderów i już nie mogę się doczekać kolejnych zawodów. Mam 14 lat,  wspinam się od roku. Mam dwa treningi tygodniowo plus na jeden chodzę dodatkowo.

Marcin Rudowski i Aleksandra Brociek przyjechali z Gdańska i pokazali w czasie zawodów naprawdę wielką klasę. Jak długo już wspinacie się?

Marcin Buzowski: Wspinam się od ponad 10 lat

Aleksandra Brociek: A ja od dziewięciu.

Jak wrażenia z bydgoskich zawodów?

M.B. i A.B.: W tych zawodach trzeba mieć 5 edycji żeby się klasyfikować. My byliśmy już dwa razy Trójmieście, raz w Warszawie, i teraz jesteśmy w Bydgoszczy. Jest tu najmniejsza ściana z wszystkich na których byliśmy uczestnicząc w tych zawodach. Większość ścian jest jednak dużopowierzchniowych. Dzięki temu baldy, które są ułożone na tamtych ścianach są bardziej bezpieczne, nie przecinają się, nie muszą startować w jednym miejscu, albo nie mają na przykład startu pod topem innego baldu. To jest ze względu na wielkość ściany, bo nie da się nakręcić 30 boulderów na takiej powierzchni jak tu, żeby to było tak bezpieczne jak na dużej ścianie. Ale same w sobie trudności były bardzo ładne, ciekawe i różnorodne. Mieliśmy i oblaki i krawądki, trudności techniczne, także można było się naprawdę fajnie pobawić na nich. Baldy z pomysłem i naprawdę to była dla nas fajna zabawa.

Czy był jakiś bald, który tu w Bydgoszczy was zachwycił wyjątkowo?

A.B.: Mnie zachwycił jeden szczególnie i niestety go nie zrobiłam. To był bald czerwony. Wymagał dużego napięcia ciała, a do tego wymagał też i techniki, odpowiedniego rozstawienia nóg. Gdy mężczyzna się wstawiał, musiał go inaczej przechodzić niż kobieta. Dla kobiet to było duże wyzwanie.

M.B.: Było kilka baldów, które szły w lekkich połogach i wymagały odpowiedniego ustawiania z pomysłami na zahaczenia pięty, palców. Te były dla mnie bardzo ciekawe.

A.B. i M.B.: Podobał nam się szary bald, gdzie trzeba było się wybić z dwóch paczek. Przez nas został zrobiony, choć nie za pierwszym razem, ale... zrobiony! Atmosfera na zawodach w Bydgoszczy była bardzo fajna, było bardzo sympatycznie, routsetterzy chodzący i obserwujący zawodników z zainteresowaniem,  jednak nie doradzający. Osobiście też cieszymy się że przyjechaliśmy na tą grupę (ostatnią), bo było kameralnie i sympatycznie i dobra muzyka była.

A jak o zawodach i boulderingu opowiedzieli bydgoscy zawodnicy?

Magda (zawodowo instruktorka fitness): Moja praca przekłada się na wspinanie. Dużo daje rozciąganie, ogólna wytrzymałość siłowa. W tych zawodach dużo było tzw. czujnych baldów, może nie stricte siłowych, a właśnie takich na balans ciała, dużo było pracy brzuchem. Podczas pokonywania dróg boulderowych mocno pracują mięśnie głębokie całego ciała, tak jest we wspinaniu. Skupienie też jest ważne. Na drodze z liną jest inna taktyka, wszystko jest rozłożone w czasie, a na baldzie wszystko dzieje się szybko, jest bowiem tylko kilka przechwytów i się zeskakuje.

Karol: Tak, te zawody były bardzo ciekawe, pokonywałem zupełnie inne baldy niż na poprzednich edycjach, np. w Warszawie były totalnie inne. Trudność była podobna, ale same baldy wymagały zupełnie czegoś innego od zawodnika. Tutaj, tak jak Magda powiedziała, było bardzo dużo dróg, w których bardzo ważny był balans, trzeba było się ładnie układać, było dużo trudności technicznych. Też i siłowo drogi stanowiły wyzwanie. Na przykład część baldów zaczynała się od tzw. krawądek, a potem przechodziła w oblaki. Bardzo dużo trzeba było pracować ciałem, żeby przytrzymać top. Sam osobiście spadłem z kilku topów, gdzie wydawało mi się że już ukończyłem problem.

Karolu, jesteś bardzo doświadczonym wspinaczem, za tobą wiele lat zarówno w skałach jak i na ścianach. Czy zaskakują cię jeszcze chwyty, ich rodzaje na boulderowniach?

K.: Tak. Właściwie można powiedzieć, że na każdej boulderowni są zupełnie inne chwyty. Producentów chwytów jest obecnie tak dużo, bywają ściany, na których wspinając się nie napotykam żadnego znajomego mi rodzaju chwytu mimo wielu lat moich doświadczeń wspinaczkowych.

Cichym bohaterem zawodów, był jeden z routsetterów – Łukasz Jędras. Wyglądasz na zmęczonego, jak wyglądały na bydgoskim Spiderze Twoje ostatnie dni przed zawodami ?

Ł. J.: Dwa ostatnie dni były dla nas bardzo intensywne. Udało nam się przygotować wszystkie problemy w cztery osoby. Każdy z nas nakręcił po kilka przystawek. Łatwo nie było, bo jednak musieliśmy dobrze przemyśleć problemy baldowe, żeby nie były ani za łatwe, ani za trudne, a jednocześnie urozmaicone i żeby były różnorodne także pod względem siłowym i technicznym. Trzeba także było pomyśleć o ułatwieniach dla kobiet, gdyż niektóre baldy bywają na przykład zbyt wysięgowe i kobiety mogłyby mieć problem ze zrobieniem ich.

Zacznijmy od tego, że staramy się, aby każdy wspinacz: i początkujący i mocno zaawansowany z dużym już doświadczeniem w startach i w zawodach miał co robić.

Sam wspinasz się w wielu miejscach, skały są ci znane nie tylko w Polsce. Jak zasób Twoich doświadczeń przekłada się na kolejne lata układania dróg na ściankach?

Ł.J.: Im więcej się człowiek wspina, tym więcej ruchów poznaje, więcej formacji się uczy. Jest bardzo dużo inspiracji. Te same ruchy, które robimy w skałach, potem możemy przerzucić na sztuczną ściankę. Oczywiście nigdy nie będzie to skała, ale zawsze będzie to jakieś podobieństwo.

Wspinasz się zarówno w Polsce jak i poza jej granicami, spotykasz wielu ludzi uprawiających tę dyscyplinę, jak postrzegasz umiejętności polskich wspinaczy?

Ł.J.: Jeśli chodzi o Polskę na pewno mamy duże ograniczenia, bo jednak w skały mamy stąd (red.: z Bydgoszczy) dość daleko, a oprócz tego nie są to skały najwyższych lotów. Po prostu nie możemy się porównywać z Hiszpanią, Grecją, Turcją, czy ze Stanami Zjednoczonymi z na przykład Yosemite etc…

Bardzo jednak wielu Polaków spotyka się za granicą w skałach. Wspinacze polscy dużo jeżdżą po świecie, a nawet część z nich zamieszkała w terenach skalnych za granicą i ich życie podporządkowane zostało wspinaniu. Polacy wspinają się naprawdę dobrze.

Obserwujesz wysiłki zawodników, jesteśmy w połowie zawodów, a więc na gorąco powiedz, czy jesteś zadowolony z waszej routsetter’skiej pracy dla tych zawodów?

Ł.J.: Myślę że drogi są naprawdę na dobrym poziomie, wiele osób je chwaliło. Oczywiście zawsze znajdzie się ktoś, kto trochę ponarzeka, bo niektóre z dróg są naprawdę trudne i nie ma co się oszukiwać. To są zawody, a my przecież nie wiemy do końca kto przyjedzie, kto jaką ma aktualnie formę, a że są to właśnie zawody, muszą tu zapracować też i odpowiednie trudności, które wyłonią najlepszych w ostatecznej punktacji.

Katarzyna Chrzan: Starałam się pokazać możliwie jak najszerzej charakterystykę boulderingu, zarówno od strony profesjonalnej, technicznej, jak i czysto rekreacyjnej. To naprawdę świetna zabawa i jednocześnie wyzwanie dla ciała i umysłu, które współgrają na drodze boulderowej, dając wiele radości każdemu, bez względu na umiejętności. Jak widać, wiek nie stanowi ograniczenia w tej dziedzinie. Słownictwo i wiele niuansów okołoboulderowych, mam nadzieję, po powyższych wypowiedziach nie są już enigmatyczne. Zobaczmy wszyscy, ile wysiłku kosztuje przygotowanie bazy dla uprawiania tegoż sportu, albo dla dobrej zabawy na panelu.

A zatem nie pozostaje nic innego jak zachwycić się tym i może pewnego dnia wyruszyć na panel i to całą rodziną.

 

 

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor