Niedziela - Tygodnik Bydgoski 25 lis 2018 | Redaktor
Królem chwały Tyś, o Chryste! [NA NIEDZIELĘ]

Chrystus wyznaje przed Piłatem, że jest Królem, choć nie z tego świata (J, 18)/Jacopo Tintoretto, „Jezus przed Piłatem”, Wikipedia/JarektUploadBot

Jesień w kościele katolickim jest okresem, który ma kierować myśli ku życiu wiecznemu i ku sprawom ostatecznym. Było tak w liturgii dawnej, kiedy już od października, wraz z zaczynającym się jesiennym zamieraniem przyrody, teksty liturgii skupiały się na tematach eschatologicznych.

Oczywiście również święto Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny spełniały funkcję wychowawczą, uświadamiając każdemu, że – jak napisano w prefacji za zmarłych – „życie Twoich wiernych o Panie, zmienia się, ale się nie kończy i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie”. 

W ostatnią niedzielę roku liturgicznego w dawnej liturgii Kościół zwracał uwagę na końcowy akt dziejów odkupienia, czyli Sąd Ostateczny. Bóg wybawił nas bowiem z mocy ciemności i przeniósł do królestwa Swego umiłowanego Syna. Dlatego oczekujemy sądu ostatecznego bez obawy, pamiętając, że sędzią będzie nasz Zbawiciel. Dzień sądu nad światem będzie dniem jego ostatecznego zwycięstwa nad mocami ciemności. Dlatego Kościół zachęca do modlitwy o uwolnienie się od ziemskich pożądań i skierowanie naszych pragnień ku niebu. 

Podobny układ widoczny jest w liturgii zreformowanej. Już w najbliższą, przedostatnią niedzielę roku liturgicznego, czytana będzie ewangelia o sądzie ostatecznym według świętego Marka z rozdziału 13. Natomiast w pierwszym czytaniu słuchać będziemy wstrząsającego fragmentu Księgi Daniela o zmartwychwstaniu. Z kolei 25 listopada przypadnie święto Chrystusa Króla, z ewangelią z 18. rozdziału św. Jana, o tym, jak Chrystus wyznaje przed Piłatem, że owszem, jest Królem, choć nie z tego świata. 

Świat przygnieciony złem 

Święto Chrystusa Króla ustanowione zostało przez papieża Piusa XI w 1925 roku. Reforma posoborowa przeniosła je z października na ostatnią niedzielę roku liturgicznego, przypadającą zawsze w listopadzie. Przyjrzyjmy się raz jeszcze głównym ideom, którym służyć miało to święto, podanym w encyklice Piusa XI „Quas primas”, w nieco innym aspekcie, niż uczyniliśmy to przed rokiem. 

W pierwszych wersach tego dokumentu znajdujemy zastanawiające stwierdzenie o nieszczęściach przygniatających ludzi i o nawałnicy zła, które nawiedziło świat. Trudno nie zwrócić uwagi na dwa wydarzenia historyczne, które papież, pisząc to, musiał mieć w pamięci. Była to oczywiście pierwsza wojna światowa, z całym swoim niezwykłym okrucieństwem, nieporównywalnym do żadnej z dotychczasowych wojen, a drugim rewolucja w Rosji, którą Pius XI znał niemal z osobistego doświadczenia, gdyż w 1920 roku jako nuncjusz papieski przebywał w Warszawie i pozostał w tym mieście również w najtragiczniejszych dniach sierpnia tego roku, choć mógł je opuścić i schronić się w bezpiecznym miejscu. 

Papież ten nie zastanawia się długo, co było przyczyną nieszczęść. Jest bowiem pewien, że nastały one „ponieważ bardzo wielu ludzi usunęło Jezusa Chrystusa i jego najświętsze prawo z własnych obyczajów i życia prywatnego, rodzinnego i publicznego”. 

Nieprzedawniony spór

Jest rzeczą oczywistą, że słowa te wprowadzają nas w samo centrum bardzo spornego obecnie i szeroko dyskutowanego zagadnienia stosunków między państwem a Kościołem i religią oraz między władzą świecką a władzą religijną. Współczesny laicyzm rad by całkowicie usunąć nie tylko sam Kościół, ale wszelkie odniesienia religijne z politycznej debaty i w ogóle z życia społecznego. Papież Pius XI przypomina w tym kontekście swoją wcześniejszą encyklikę „Ubi arcano Dei”, z 23 grudnia 1922 roku. Przedstawił tam klasyczny punkt widzenia na pochodzenie władzy, zarówno państwowej, jak i kościelnej, pochodzący z nauczania świętego Tomasza z Akwinu. 

W tej doktrynie społeczeństwo i państwo porównuje się do statku płynącego po morzu. Budowniczym czy inaczej cieślą na statku jest władza państwowa, a sternikiem jest właśnie władza duchowa czyli kościelna. Każda z tych władz ma w społeczeństwie swoje właściwe zadania, we właściwych im zakresach. Sternik i budowniczy statku w zasadzie uzupełniają się, a nie spierają, bo nie mają o co, ich zadania są po prostu inne. 

W nowoczesnym społeczeństwie jednak władza świecka nie chce pogodzić się z tym podziałem, sięgając również po stery, czyli po tak zwany rząd dusz. I to właśnie staje się centralnym punktem sporu, gdyż prowadzi właśnie do usunięcia Jezusa Chrystusa i jego najświętszego prawa z życia społecznego. 

Jest Królem nie tylko serc 

Tym bardziej więc wobec tej świeckiej uzurpacji trzeba przypomnieć wyłożoną we wspomnianej encyklice naukę o królowaniu Chrystusa. Z punktu widzenia każdego człowieka Chrystus króluje w umyśle, bo jest prawdą. Króluje też w ludzkiej woli, czyli w działaniach człowieka, bo tak wpływa natchnieniem na naszą wolną wolę, że zapalamy się do najszlachetniejszych rzeczy. Wreszcie uznajemy Chrystusa jako Króla serc, żaden bowiem człowiek nigdy nie był i nie będzie do tego stopnia ukochanym przez wszystkie narody, jak Jezus Chrystus.

Ale to nie koniec. Królowanie Chrystusa nie ogranicza się do sfery indywidualnej człowieka wierzącego. Sam Zbawiciel mówi przecież przed swoim Wniebowstąpieniem: „Dana mi jest wszelka władza na niebie i na ziemi”. A o czasach ostatecznych pisze św. Paweł: „Wreszcie nastąpi koniec: gdy odda królestwo Bogu i Ojcu, zniszczywszy wszelkie panowanie i władzę, i moc. Bo trzeba, by on panował, dopóki nie rzuci wszystkich swoich nieprzyjaciół pod stopy swoje” (1 Kor 15, 24 n). Jeśli mówi się tu o pewnej tymczasowości królestwa Chrystusowego, to trzeba przez to rozumieć, że „odda” władzę Ojcu jako człowiek, jako Bóg będzie ją bowiem wraz z Ojcem miał na wieki, tak jak miał ją i przed stworzeniem świata, bo Syn i Ojciec są jednością i wszystko mają wspólne, jako Jedyny Bóg w trzech Osobach. 

Ale właśnie fakt, że Chrystus jako Bóg jest współistotny Ojcu, a jednocześnie jest prawdziwym człowiekiem, jest Jego pierwszym tytułem do królewskiej władzy nad wszystkimi ludźmi. A drugim, jeszcze ważniejszym tytułem, legitymizacją władzy Chrystusowej jest to, że jako Odkupiciel krwią Swoją nabył Kościół (por. Dz 20, 28). Powtarza to św. Jan w proroczej wizji: „Godzien jesteś wziąć księgę i otworzyć jej pieczęcie, boś został zabity i krwią swoją wykupiłeś nas dla Boga, ludzi z każdego pokolenia, języka, ludu i narodu. I uczyniłeś ich dla Boga naszego królestwem i kapłanami; i będą królować nad ziemią” (Ap 5, 9 n).

W takim kontekście całej odwiecznej nauki o królewskiej godności Chrystusa wygłasza Pius XI centralną tezę swej encykliki: „nie ma tu żadnej różnicy między jednostkami, rodzinami czy państwami, ponieważ ludzie złączeni w społeczeństwie nie mniej podlegają władzy Chrystusa, jak jednostki”. 

Uznać Jego panowanie 

Pius XI nie był utopistą. Nie żył też w epoce radykalnie innej od naszej. Doskonale zdawał sobie sprawę, że wielka wojna światowa zmiotła z powierzchni ziemi resztki tego monarchicznego porządku, który wprost odwoływał się do boskiego pochodzenia władzy. A jednak decyduje się wprowadzić to napięcie i ten niepokój do ludzkich sumień, wołając: uznajcie panowanie Chrystusa również we wspólnotach politycznych. To nie oznacza, iżby ten papież nie zdawał sobie sprawy, że królestwo Chrystusa jest jednak głównie duchowe. Chcący do niego wejść, mogą to zrobić tylko „(…) przez wiarę i chrzest, który choć jest zewnętrznym obrzędem, jednak oznacza i sprawia wewnętrzne odrodzenie: to królestwo (…) od swych zwolenników wymaga nie tylko, aby oderwali się od bogactw i rzeczy ziemskich (...) lecz także, aby się zaparli samych siebie i nieśli swój krzyż” – pisze w tej samej encyklice. 

Ale człowiek jako cielesno-duchowa istota wtedy dopiero całkowicie uzna Chrystusowe panowanie i otrzyma jego błogosławione owoce, gdy podda się Zbawicielowi we wszystkich sferach – również tej społecznej. Zakończmy więc tym zadziwiającym cytatem z „Quas primas”: „Błądziłby zresztą bardzo ten, kto by odmawiał Chrystusowi Człowiekowi władzy nad jakimikolwiek sprawami doczesnymi (...). Jednakowoż dopóki żył na ziemi, wstrzymywał się zupełnie od wykonywania tejże władzy i jak niegdyś wzgardził troszczeniem się i posiadaniem rzeczy ludzkich, tak wówczas pozwolił i pozwala dziś na nie tym, którzy je posiadają. Przepięknie to wyrażają słowa: Nie odbiera rzeczy ziemskich Ten, co daje Królestwo niebieskie”.

Maksymilian Powęski

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor