Niedziela - Tygodnik Bydgoski 23 wrz 2018 | Redaktor
Kto jest większy?

To pytanie, jakkolwiek byśmy udawali, że nas ono nie interesuje, zawsze dla nas jakoś ważne.

Dziś w liturgii zreformowanej czyta się ewangelię z 9 rozdziału św. Marka, której punktem centralnym jest krótka zapowiedź męki Chrystusa i Jego zmartwychwstania. Cała zresztą Ewangelia wg św. Marka jest niezwykle lakoniczna. Również w tym fragmencie występuje kilka zaledwie zdań, z których każde porusza zagadnienie nadające się co najmniej na książkę. 

Po wspomnianej już zapowiedzi męki i zmartwychwstania, czyli centralnego misterium chrześcijaństwa, następuje prawdopodobnie zaskakujące uczniów pytanie Jezusa, skierowane do dwunastu Apostołów, a więc nie do wszystkich uczniów lub tłumów, ale do tych wybranych. Pyta ich Chrystus: „o czym to w drodze rozprawialiście?” I następuje lakoniczna relacja Ewangelisty, co nastąpiło zamiast odpowiedzi:

Lecz oni milczeli, albowiem w drodze sprzeczali się między sobą, kto z nich jest większy". 

Wydarzenia te następują krótko po scenie, w której Chrystus pytał za kogo ludzie Go uważają i po wyznaniu Piotra „Tyś jest Chrystus”, szczególnie go wyróżnił (ale to wiemy z ewangelii wg św. Mateusza, relacja św. Marka tego wyróżnienia nie zawiera).  

Święty Jan Chryzostom, komentując tę sprzeczkę i opierając się również na nieco innej wersji św. Mateusza pisze:

„nie zapytali otwarcie dlaczego Piotra uczciłeś szczególnie. Pytają ogólnikowo kto jest większy. Gdy podczas Przemienienia Pan wyróżnił szczególnie trzech, nie przeżywali takich uczuć. Teraz, kiedy tylko jeden został wyróżniony, poczuli zazdrość”. 

To pytanie, „kto jest większy”, jakkolwiek byśmy udawali, że nas ono nie interesuje, zawsze jest dla nas jakoś ważne. Widać to zwłaszcza teraz, gdy rozpoczęła się kampania wyborcza, w której zadaniem kandydatów jest udowadnianie, że każdy z nich jest lepszy od tego drugiego. Niestety, jest coś bardzo nieczystego w tym systemie politycznym, który Europa 100 lat temu przyjęła od Stanów Zjednoczonych, a Amerykanie kultywowali już od poprzedniego stulecia. (Proces ten jest zresztą historycznie bardziej jeszcze skomplikowany i nie będziemy go tutaj szczegółowo omawiać). 

Dość jednak powiedzieć, że w wymiarze społecznym, mamy do czynienia z sytuacją wyjątkowo niebezpieczną dla życia duchowego, kiedy zaangażowanie społeczne i polityczne wymusza na człowieku angażującym się w politykę, swego rodzaju samochwalstwo. 

Tym bardziej więc warto przyjrzeć się Chrystusowym radom zawartym w kolejnych zdaniach. Pierwsza z nich mówi o pokorze i to pokorze prawdziwej.

I usiadłszy, wezwał dwunastu i rzekł im: Jeżeli kto chce być pierwszym, będzie ze wszystkich ostatnim i sługą wszystkich”. 

Gdyby zdanie to analizować pod względem czysto językowym, można by je rozumieć na trzy sposoby. Po pierwsze na sposób czysto ziemski i makiawelistyczny: tego kto stara się o przywództwo, o pierwsze miejsca, należy poniżyć i uczynić najmniejszym i sługą wszystkich. Takie rozumienie tego powiedzenia jest najbardziej przewrotnym z możliwych i kłóci się z całym duchem Chrystusowej nauki.  

Drugi sens byłby taki, z którego by odczytać sprytną drogę życiowej kariery: udawaj pokornego i usługującego wszystkim, a wszystkim się spodobasz jako człowiek cnotliwy i niezabiegający o siebie, w ten sposób osiągniesz upragnioną karierę. Niestety wielu z nas świadomie lub podświadomie odczytuje w ten sposób Chrystusową radę. Ale przecież nie o to chodzi i właśnie dlatego, żeby nie pozostawić wątpliwości co do znaczenia tego zdania, Zbawiciel czyni coś, co pozwala nam zrozumieć jego intencje i trzecie, właściwe, znaczenie.

A wziąwszy dziecię, postawił je w pośrodku nich, i przytuliwszy je do siebie, rzekł im: Ktokolwiek by jedno z takich dzieci przyjął w imię moje, mnie przyjmuje, a kto by mnie przyjął, nie mnie przyjmuje, ale tego, który mnie posłał”. 

Zadziwiająco komentuje to święty Hieronim:

„Nie możemy mieć lat dziecka ale możemy mieć dziecięcą niewinność. To co dzieci mają z racji swojego wieku, my możemy posiąść przez pracę. Maluczkimi mamy być w złości, nie w mądrości. Pan jak gdyby powiada: jak to dziecko nie trwa w złości, obrazy nie pamięta, zobaczywszy piękną kobietę jej nie pożąda, nie mówi inaczej niż myśli, tak i wy, jeśli nie będziecie mieli takiej niewinności i czystości ducha, do królestwa niebieskiego nie wejdziecie”. 

W innym zaś miejscu święty Hieronim sugeruje, że owym dzieckiem jest Duch Święty, którego Pan posyła w serca uczniów, aby pychę przemienił w pokorę.  

Ale to nie wystarcza. Zwłaszcza dzisiaj słowa te należy rozumieć przede wszystkim dosłownie. 

Ktokolwiek by jedno z takich dzieci przyjął w imię moje, mnie przyjmuje,  oznacza przede wszystkim zwyczajne i proste otwarcie się na przyjęcie życia dziecka, które nie może być traktowane jako coś mniej ważnego od kariery czy wygód, albo bogactwa.  

Przypomnijmy cytowane już kiedyś zdanie z katechizmu ojca Tomasza Peguesa

„w świecie ludzi to właśnie wokół dziecięcej kołyski widzimy zgromadzone, jak w punkcie centralnym, całe piękno Bożych rządów na świecie, gdyż wszystko na świecie jest uporządkowane ze względu na dobro tego dziecka. Są to ojciec i matka, którzy są wokół niego, cała natura, która pozwala mu żyć , aniołowie, którzy mu służą i Bóg, który przeznacza dla niego chwałę swojego nieba”. 

Maksymilian Powęski 

 

 

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor