Opera Nova 9 maj 2017 | Redaktor
Borys Godunow w labiryncie historii [RECENZJA]

fot. Magdalena Ośko

W rosyjskiej świadomości jako czas chaosu i utraty suwerenności wspominana jest wielka smuta z lat 1598–1613. W tym okresie przez tron moskiewski przewijali się rozmaici uzurpatorzy, w Rosji interweniowały wojska szwedzkie i polskie. Do tych dziejów nawiązuje słynna opera ,,Borys Godunow” Modesta Musorgskiego, mająca dziś ugruntowaną pozycję na liście rosyjskich klasyków.

Monumentalne dzieło przedstawiało upadek tytułowego cara, który swoją władzę objął w wyniku krwawego mordu. Nic to, że domniemane zabójstwo carewicza było najpewniej czarną legendą, jaką przypisano Godunowowi. Musorgski chciał stworzyć operę konstruującą narodową mitologię. Wpisywał się tym samym w XIX-wieczną imperialną politykę caratu, podkreślającą wielkość dziejów Rosji oraz jej znaczenie dla świata. Nie zmienia to faktu, ze ,,Borys Godunow” jest po prostu muzycznym arcydziełem, które dziś wybrzmiewa uniwersalnie jako traktat o władzy.


Sięgnął po nie Iwan Wyrypajew, którego polscy widzowie mogą znać z jego licznych realizacji teatralnych w Krakowie (,,Iluzje”) czy Warszawie (,,Tlen”, ,,Taniec Delhi”). Reżyser ten lubuje się w tworzeniu kameralnych spektakli, co widać w jego ,,Borysie…” wystawionym w poznańskim Teatrze Wielkim. W tej kolejnej propozycji Bydgoskiego Festiwalu Operowego jest niewiele scen zbiorowych, całość zaś okazuje się dość statyczna. Co ciekawe, Wyrypajew wystawił libretto w jego oryginalnej formie, z aktem ,,polskim” oraz włączoną postacią Maryny Mniszchówny, uwodzącej sterowanego przez Polaków Dymitra Samozwańca.


Na pierwszy plan wysuwa się Alexey Tikhomirov w roli tytułowej – zarówno pod względem gry aktorskiej pełnej ekspresyjnych gestów, jak i znakomitego donośnego głosu. Śpiewak przekonująco pokazuje stopniowe popadanie w obłęd niegdyś rozsądnego, dobrego władcy. Poruszająca jest scena jego pożegnania z ukochanym synem Fiodorem, w którym dostrzega całą wartość swojego życia. Dwuznaczne jest zakończenie – Godunow umiera, czy wstępuje do klasztoru? Jego oponentem jest Dymitr Samozwaniec w wykonaniu Piotra Friebego. Były mnich Grigorij zaczyna żałować, że poszedł wcześnie do klasztoru i postanawia podać się za cudownie ocalonego carewicza. Szybko staje się obiektem politycznych rozgrywek. Jego pewność siebie jest tylko pozorna – kiedy widzimy go w akcie trzecim, w swoim ,,zachodnim” stroju czuje się nieswojo. Zresztą cały zespół śpiewaczy świetnie daje sobie radę. Należałoby może jeszcze wyróżnić chłodną i wyrachowaną, choć ponętną Marynę Mniszchównę w interpretacji Magdaleny Wachowskiej.  


Opera jest gatunkiem, który w odróżnieniu od teatru nie znosi reżyserskich ekstrawagancji i zbyt śmiałych pomysłów. Libretto jest w niej tak ściśle powiązane z muzyką, że twórcy nie mogą odbiegać daleko od zamierzeń autora-kompozytora. Dlatego Wyrypajew pozostaje w zasadzie wierny oryginałowi. Ale wpada na kilka świetnych pomysłów. Na scenie ustawia dekorację przedstawiającą dom zbudowany w konstruktywistycznym stylu, z licznymi schodami oraz przejściami. Czy nie przypomina trochę labiryntu historii, w którym gubią się jej kolejni aktorzy…? Scena na polskim dworze odbywa się na tle olbrzymiego arrasu. Przed nim ma miejsce polonez, tańczony niezdarnie przez ścieśnionych dworzan. Czy ma to pokazać ,,zamknięcie”, ,,duszenie się” w sobie nadwiślańskiej szlachty? Trochę to niejasne.


Groteskowy ton zyskuje także finał. Opera Musorgskiego opowiada o rosyjskim ludzie, który w pierwszym akcie wychwala Borysa pod niebiosa, by potem go znienawidzić. Krzyżuje jednego z bojarów i oddaje mu szyderczy hołd. Pojawienie się Dymitra jest tylko pozornym wyzwoleniem. Bo czy może być wielkim carem ktoś, kogo kompanami są pijani mnisi, i którego fałszywość dostrzega tylko szaleniec-jurodiwy? Nieprzypadkowo spektakl kończy się sceną pokłonu, jaki lud składa Samozwańcowi. Chór zamiera w tej pozycji, a na deski zaczyna padać śnieg. Nadchodzi zima. Wielka smuta.


Uwaga należy się orkiestrze pod batutą Gabriela Chmury. Trudne libretto udaje się zagrać z całą jego dynamiką. Wszystkie te elementy czynią z poznańskiej opery jedną z ciekawszych premier ubiegłego roku i mocny punkt bydgoskiego festiwalu.

Szymon Spichalski

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor