Religia 12 maj 2019 | Redaktor
Spraw, by błądzący mogli wrócić na drogę sprawiedliwości

W ostatnich latach, jak nigdy przedtem, przypominają się prorocze słowa papieża Pawła VI: „Odnosimy wrażenie, że przez jakąś szczelinę wdarł się do Kościoła Bożego swąd szatana. Jest nim zwątpienie, niepewność, zakwestionowanie, niepokój, niezadowolenie, roztrząsanie. Brak zaufania do Kościoła. Natomiast darzy się zaufaniem pierwszego lepszego świeckiego »proroka« wypowiadającego się za pomocą prasy lub przemawiającego w jakimkolwiek ruchu społecznym i żąda się od niego formułek dla prawdziwego życia! Nie myśli się przy tym, że my te formuły już posiadamy!”

Te słowa, wypowiedziane w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, trzeba sobie przypomnieć i dziś, kiedy wydaje się, że ciemności nad Bożym Kościołem gęstnieją, stają niemal nieprzeniknione. I choć przeżywamy liturgiczny okres Zmartwychwstania Pańskiego, ciężko nam przychodzi na myśl w modlitwach radosne „alleluja”, bo Kościół przeżywa noc ogrójca, noc oskarżenia.

Piszę o tym oczywiście w kontekście kolejnego filmu oskarżającego ludzi Kościoła o zbrodnie pedofilii. W uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego, w dalekim Fontgombault, opat Jean Pateau wypowiedział mądre słowa: „Wskutek lat błądzenia pojawiły się ofiary. Ofiary są zawsze. Ofiary pedofilii, ofiary aborcji, ofiary rozwodów, ofiary składane bożkom pieniądza i przyjemności. Pomiędzy winowajcami są kapłani, to prawda. Było wiele milczenia, zbyt wiele milczenia. Cały czas jest wiele ogłuszającej ciszy… W ten poranek Zmartwychwstania módlmy się za ofiary nadużyć, wewnątrz Kościoła i poza nim. Niech Chrystus odbuduje tych, którzy zostali zniszczeni przez tych, którzy powinni byli budować! Niech Ci biedni znajdą w Kościele kochającą i wrażliwą matkę, niech odnajdą Chrystusa!”

Oprócz tej nadprzyrodzonej nadziei, że nasz Pan, który był w stanie odbudować świątynię w ciągu trzech dni, jest też w stanie odbudować to, co swym grzechem zniszczyli ludzie, należy też poczynić kilka uwag na temat sprawiedliwości i odpowiedzialności, a także na temat samej grzeszności człowieka.

Konieczność zadośćuczynienia

Słusznie napisał kilka tygodni temu młody filozof, Paweł Grad: „Grzech, a zarazem przestępstwo seksualnego wykorzystania nieletnich jest bardzo wielkim złem – tak wielkim, że gdy się wydarzy, konieczność zadośćuczynienia i ukarania winnego jest ważniejsza niż wszystko inne. Tak właśnie jest”. Zadośćuczynienie za winy jest czymś, czego wymaga sprawiedliwość. Krzywda powinna być naprawiona. Mówi o tym nie tylko religia, ale i naturalne prawo, elementarne poczucie sprawiedliwości każdego człowieka. Przypomnieć można w tym kontekście, że zasadnicza misja naszego Pana, Jezusa Chrystusa, Boga, który stał się człowiekiem, polegała właśnie na największym zadośćuczynieniu, jakie kiedykolwiek świat widział. Pięknie to wyraził św. Tomasz z Akwinu w słowach swego eucharystycznego hymnu, często zresztą do dziś śpiewanego w kościołach, który w jednej z dalszych strof brzmi tak:

„Ty, co jak Pelikan Krwią swą karmisz lud,
Przywróć mi niewinność, oddal grzechów brud,
Oczyść mnie Krwią swoją, która wszystkich nas
Jedną kroplą może obmyć z win i zmaz”.

Nasz Pan z pewnością i w tej sprawie jedną kroplą swej krwi zdziała więcej niż możemy sobie wyobrazić. Trzeba jednak również ludzkiego wysiłku, może nawet heroicznego, by te krzywdy naprawić. Bez tego nie będziemy w stanie bez wstydu spoglądać w twarz Zbawiciela na sądzie Bożym. Pogwałcona niewinność dzieci, jak krew Abla woła do Boga z ziemi.

Sprawy nie załatwią też same pieniądze, które niektórzy oferowali. Co nie znaczy, że zadośćuczynienie finansowe nie będzie konieczne. Trzeba będzie jednak sporego wysiłku, by przemyśleć jak słusznie i sprawiedliwie naprawić te krzywdy.

Waga i miara

Ale sprawiedliwość wymaga też utrzymania słuszniej miary. Nie cały Kościół, ani nawet nie jego większość jest winna. Winne są konkretne osoby i choć ich liczba jest wielka, to jednak wciąż jest to margines kościelnego życia. Jeśli porównać by ten problem do raka niszczącego organizm ludzki, to mamy właśnie sytuację, w której nowotwór wykryto i jest jeszcze czas na chirurgiczną operację, dopóki chore komórki nie zaatakowały całego organizmu. Można mieć nadzieję, że do takiej terapii dojdzie, obserwując reakcję biskupów, w tym przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abpa Stanisława Gądeckiego.

Przypomina mi się w tej sprawie celna uwaga kard. Ratzingera, który jeszcze jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary w rozmowie z Vittorio Messorim powiedział: „Odwołam się do łacińskiej formuły, którą w liturgii rzymskiej celebrans wygłaszał podczas każdej Mszy — do »znaku pokoju« przed Komunią. Modlitwa ta brzmiała następująco: »Domine Jesu Christe (...), ne respicias peccata mea, sed fidem Ecclesiae tuae«, to znaczy: »Panie Jezu Chryste, nie zważaj na grzechy moje, lecz na wiarę Twojego Kościoła«. Obecnie w wielu przekładach (również w odnowionym tekście łacińskim) w tej formie mszalnej zaimek »moje« zastąpiono zaimkiem »nasze«.  Ta zmiana wydaje się być niewiele znacząca, a jednak jest bardzo istotna”. I dalej tłumaczył kard Ratzinger, że wielu chiałoby dziś powiedzieć odwrotnie: „Nie zważaj na grzechy Kościoła, ale na moją wiarę”. To jednak jest zupełnym przestawieniem rzeczywistości, odwróceniem jej do góry nogami. Bo to Kościół, choć są w nim ludzie grzeszni, jest jednak święty, a jego świętość nie jest zasługą ludzką, lecz gwarantowana jest przez świętego Założyciela, któremu spodobało się utożsamić Kościół ze swoim Ciałem. Jeśli zaś tak jest, Kościół jest zawsze czymś więcej niż widzimy i rozumiemy. I to sprawia, że sytuacja nie jest beznadziejna. Obrońcą Kościoła zawsze będzie Pan.   

Czy zwykły katolik jest odpowiedzialny za skandale w Kościele?

Wielu na tak postawione pytanie się zapewne oburzy. Chciejmy jednak spróbować się zastanowić nad tym głębiej. Skąd pochodzi zło w człowieku? Oczywiście pochodzi ono od Złego Ducha, Księcia Ciemności, który nie przestaje krążyć jak lew ryczący, szukając, kogo by pożarł (por. 1P 5, 8–9). Jednakże, nie tylko sam szatan, ale i złe skłonności potrafią przywieść człowieka do zła. Wszak „z wnętrza serca ludzkiego pochodzą złe zamysły, rozpusta, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, bezwstyd, zazdrość, bluźnierstwo, pycha i nierozwaga. Wszystko to złe z wewnątrz pochodzi i kala człowieka” (Mk 7, 21 nn).

Jak więc sobie radzić z tym straszliwym naszym wnętrzem, w którym czają się owe złe skłonności, siedzące tam od czasu grzechu Adama? Odpowiedź dla wielu pokoleń chrześcijan był jasna i zawsze ta sama i powinna ona dziś również być przypominana. Jedyną drogą na pokonanie złych skłonności w człowieku jest praca nad cnotami, jakimi są sprawiedliwość, umiarkowanie i męstwo, a także umacnianie ich nadprzyrodzonymi cnotami — wiarą, nadzieją i miłością.

Dlatego powinniśmy nie tyle rozliczać kadrę seminariów duchownych, jak u nich wygląda wychowanie kleryków (choć to też niesamowicie ważne), ale zauważyć, że wychowanie to zaczyna się w naszych rodzinach, w szkołach, do których uczęszczają nasze dzieci, w całej społecznej atmosferze. Zwrócił na to uwagę Benedykt XVI w swym słynnym już liście, który opublikował w sprawie skandali seksualnych w Kościele. Mianowicie kryzys ten zaczął się wówczas, gdy powstała atmosfera przyzwolenia społecznego na przekraczanie szóstego przykazania. Stało się to po rewolucji obyczajowej w 1968 roku w Europie zachodniej. Te niebezpieczne tendencje, po pięćdziesięciu latach stają się obecne i Polsce. Hasłami, które wspomniana rewolta wypisywała na sztandarach było „zabrania się zabraniać” oraz „nie ma nauczyciela ani Boga”.

Seksualizacja dzieci, poprzez rozbudzanie zainteresowania sprawami pożycia płciowego, w wieku, w którym dziecko nie ma jeszcze wykształconego poprawnie osądu moralnego, jest właśnie prostą drogą do nieczystości, ugruntowanej potem być może niestety na całe życie w takiej osobie. Nie oznacza to jakiegoś fatalizmu czy determinizmu. Każdy może zło przy pomocy łaski Bożej przezwyciężyć. Ale takie dziecko, zdeprawowane we wczesnym wieku, będzie musiało w życiu dorosłym stoczyć walkę ze sobą bez porównania cięższą, niż osoba od najmłodszych lat wychowywana w duchu czystości. To właśnie dlatego istnieje konieczność sprzeciwiania się nieodpowiedzialnym programom tak zwanego „wychowania seksualnego”. Trzeba sobie zdawać sprawę, że przyszli kapłani pochodzić będą z naszych rodzin i z naszych szkół. Wychowanie to proces, o którym trzeba myśleć na dziesięciolecia naprzód. Mądrzy ludzie twierdzą, że dziecko wychowuje się kilkadziesiąt lat przed jego urodzeniem — wychowując jego matkę.      

Uniknąć luterańskiego błędu

Wreszcie na koniec przypomnieć trzeba katechizmową prawdę o grzechu. Grzech ciężki  jest świadomym, dobrowolnym przekroczeniem prawa Bożego lub kościelnego w rzeczy ważnej. Dobrowolność oznacza, że człowiek nie miał, w chwili popełniania zła, żadnego przymusu, wewnętrznego, czy zewnętrznego. Każdy człowiek jest grzeszny, bo natura ludzka została skażona od czasu grzechu pierworodnego. Nie została jednak zniszczona w sposób absolutny. Człowiek może uniknąć grzechów ciężkich, zwłaszcza jeśli korzysta z życia sakramentalnego. Dlatego istnieje problem odpowiedzialności indywidualnej za zło wyrządzone przez każdego z nas i konieczności zadośćuczynienia. Nikt z nas nie jest natomiast w stanie uniknąć grzechów powszednich, co nie znaczy by nie pracować nad ich ciągłym eliminowaniem z życia, bo nie wykorzeniane są jak chwasty, które przeszkadzają wzrastać czynom dobrym.

To wszystko musimy mieć na uwadze, gdy słyszymy o przestępstwach popełnianych przez osoby duchowne. Każda nasza nieczystość, każde usprawiedliwianie  wykroczeń przeciw czystości — małżeńskiej, narzeczeńskiej, kawalerskiej czy panieńskiej, oczywiście także kapłańskiej czy zakonnej, jest powiększaniem owego zła, które w tak obrzydliwy sposób powoduje ten swąd siarki w naszym Kościele.

W tę niedzielę w dawnej liturgii przypada kolekta, czyli modlitwa mszalna: „Boże, Ty ukazujesz błądzącym światło Twej prawdy, aby mogli wrócić na drogę sprawiedliwości; spraw, niech wszyscy uważający się za chrześcijan odrzucą to, co się sprzeciwia tej godności, a zabiegają o to, co jest z nią zgodne. Przez Pana…”. Zawiera ona chyba wszystko, co istotne w tej sprawie.

Maksymilian Powęski

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor