Wydarzenia 2 maj 2017 | Wojciech Bielawa
Radosław Sikorski. Dokąd zmierza lord z Chobielina?

Radosław Sikorski / Facebook

Na marginesie polityki, poza Polską, wciąż jednak aktywny w Internecie. Radosław Sikorski komentuje polskie życie polityczne, dopieszcza antypisowski elektorat i czeka na kolejną szansę.

– To nie była ani oficjalna, ani państwowa wizyta. Zręczne jest sformułowanie pielgrzymka – w takim lekceważącym tonie o locie polskiej delegacji do Katynia wypowiadał się Radosław Sikorski przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Były szef MSZ jest świadkiem w procesie Tomasza Arabskiego, byłego szefa kancelarii premiera Donalda Tuska, a także innych urzędników kancelarii PRM i ambasady RP w Moskwie, oskarżonych o niedopełnienie obowiązków przy organizacji lotu do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r.

Sikorski złożył zeznania w sprawie feralnego lotu dzień po 7. rocznicy katastrofy smoleńskiej. Był oszczędny w słowach. Dociskany przez sędziego i mecenasów kilkukrotnie zasłaniał się niepamięcią. Nie potrafił wyjaśnić m.in. dlaczego MSZ wysłało notyfikację do strony rosyjskiej dopiero 16 marca 2010, mimo że resort został powiadomiony o zamiarze udziału prezydenta w obchodach zbrodni katyńskiej już 27 stycznia 2010 r.

– Jako minister spraw zagranicznych nie zajmowałem się organizacją wizyty. Prowadziłem politykę zagraniczną. Sprawy organizacyjne załatwia się pięć stopni poniżej poziomu ministra – podkreślał Sikorski. – Za relacje z Federacją Rosyjską odpowiadał mój bardzo kompetentny wiceminister Andrzej Kremer [który zginął w katastrofie – przyp. red.] – zeznał.

Były szef MSZ dał sędziemu Hubertowi Gąsiorowi jasno do zrozumienia, że wylot delegacji z byłym prezydentem na czele do Smoleńska w ogóle go nie interesował. – Odradzałem Lechowi Kaczyńskiemu wizytę w Smoleńsku, ponieważ dublowanie wizyt premiera i prezydenta nie służy wizerunkowi państwa polskiego, szczególnie wobec tak trudnego partnera jak Rosja – tłumaczył. - Nic mi nie wiadomo o rozdzielaniu wizyt w Katyniu premiera Donalda Tuska i prezydenta Lecha Kaczyńskiego w kwietniu 2010 r. – dodał.

Sikorski dobrze znał śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wiedział o jego szczególnym przywiązaniu do historii, w tym do sprawy katyńskiej. Mimo to nakłaniał go, aby odpuścił sobie wizytę na grobach polskich oficerów zamordowanych przez NKWD w 70. rocznicę zbrodni, a zamiast tego udał się na Kreml i fetował zakończenie II wojny światowej u boku Władymira Putina. Sikorski był świadom, że prezydent do jego zaleceń się nie zastosuje. Wiedział też, że nie jest kompetentny i władny, aby udzielać prezydentowi takich rad. Jego działania należy więc odczytać jako akt prowokacji i próbę zmarginalizowania prezydenta. Jednej z wielu, która stała się jego udziałem.

 

Siedem tłustych lat

Sikorski opuścił Bydgoszcz w wieku 18 lat. Po maturze wyjechał do Wielkiej Brytanii uczyć się języka, a kiedy wybuchł stan wojenny, skutecznie ubiegał się o azyl. Trzy lata spędził w Oxfordzie, gdzie zdobył odpowiednik polskiego licencjatu z politologii. Później pracował jako dziennikarz i korespondent wojenny w Afganistanie. Zdobył nagrodę World Press Photo. Doradzał magnatowi prasowemu Rupertowi Murdochowi. W rządzie Jana Olszewskiego był wiceministrem obrony narodowej, a w rządzie Jerzego Buzka – wiceministrem spraw zagranicznych.

Kariera polityczna Radosława Sikorskiego nabrała rozpędu równą dekadę temu. Wtedy jego drogi z braćmi Kaczyńskimi definitywnie się rozeszły. W lutym, po konflikcie z ówczesnym szefem Służby Kontrwywiadu Wojskowego Antonim Macierewiczem zrezygnował z funkcji szefa MON. Jesienią wystartował w przyśpieszonych wyborach parlamentarnych, z listy Platformy Obywatelskiej. PO na fali akcji „zabierz babci dowód” wygrała wybory, a sam Sikorski zdobył rekordowe 117 219 głosów i w cuglach wszedł do Sejmu. Donald Tusk powierzył mu stanowisko ministra spraw zagranicznych, które zajmował przez siedem lat. W październiku 2010 r. został wiceprzewodniczącym PO. Mimo że przegrał z Bronisławem Komorowskim prawybory na kandydata w wyborach prezydenckich, miał w partii dużo do powiedzenia. To za namową Sikorskiego Jan Vincent-Rostowski wystartował w 2014 r. z Bydgoszczy – miasta, którego nazwy nie potrafił poprawnie odmienić, w wyborach do europarlamentu.

 

BOR jedzie na dwór z pizzą

Sikorski przez lata brylował na salonach i w mediach. Był jednym z dłużej urzędujących szefów MSZ na kontynencie. Wśród wyborców cieszył się niesłabnącym poparciem, choć odnotowywał także spektakularne wpadki.

„Takie są skutki, Panie Ministrze @mblaszczak, gdy doświadczonych oficerów BOR zastępuje się młodzieżą, która nie postawi się VIPowi” – pouczał niedawno na Twitterze szefa MSWiA Mariusza Błaszczaka.

Sam BOR-owców traktował jak chłopców na posyłki. Cztery lata temu Sikorski wysłał oficerów BOR do pizzerii, oddalonej o ponad 10 km od swojego domu w Chobielinie. – Minister ciężko pracował w tym czasie – tłumaczyli rzecznicy.

Przy okazji Chobielina – sprawa z nim związana obnażyła pychę Sikorskiego. Kiedy zasiadał w pierwszym rządzie Tuska, tak długo wiercił dziurę w brzuchu ministra administracji i cyfryzacji, aż ten zgodził się, aby posiadłość Sikorskich wydzielić ze wsi Chobielin i utworzyć osobną jednostkę administracyjną – Chobielin Dwór. Wieś zamieszkują do dziś cztery osoby: Radosław Sikorski z żoną Anną Applebaum i dziećmi: Aleksandrem i Tadeuszem.

 

Taśmy klęski Sikorskiego

Upadek Sikorskiego nastąpił szybko i niespodziewanie. W czerwcu 2014 r. tygodnik „Wprost” opublikował nagrania tzw. afery taśmowej. Sikorski został podsłuchany podczas kolacji z przyjacielem Janem Vincent-Rostowskim. Z nagrań dowiedzieliśmy się, że dżentelmeni pozujący na angielskich lordów najgłośniej rechoczą przy niewybrednych dowcipach o seksie analnym. To w Amber Room padły także słynne słowa: „murzyńskość” i „robienie laski Amerykanom”.

Sikorski od pierwszych dni afery podkreślał, że jego spotkanie z Rostowskim było prywatne (choć opłacone ze służbowej karty). Przekonywał, że skandaliczne słowa, które padły w rozmowie, nie są istotne, a clou sprawy jest to, kto podsłuchiwał rządzących. Mainstreamowe media, owszem, poszły tym tropem, jednak przeciętnych obywateli minister nie przekonał.

Sikorski poszedł na wojnę z nieprzychylnymi mediami, a także z Ewą Kopacz. To właśnie była premier postawiła go do kąta. Pozbawiła go fotela ministra spraw zagranicznych, a w ramach pocieszenia zostawiła mu drugie stanowisko w państwie – został marszałkiem Sejmu. W nowej roli sprawdził się przeciętnie. Opozycja wielokrotnie krytykowała go za sposób prowadzenia obrad. Kiedy poseł Bartosz Kownacki dopytywał o związki prezydenta Bronisława Komorowskiego z WSI, Sikorski po prostu wyłączył mu mikrofon.

W momencie, gdy Sikorski składał rezygnację z fotela marszałka, zapowiedział, że będzie liderem Platformy w regionie. Przeliczył się. Jedynką został Zbigniew Pawłowicz, a Sikorski po publicznym policzku od Ewy Kopacz ostatecznie zrezygnował ze startu w wyborach. Obecnie jest wykładowcą na amerykańskiej uczelni Harvarda w Bostonie, często przebywa w Londynie, gdzie uczą się jego synowie. Zastąpił także Zbigniewa Pawłowicza w radzie nadzorczej Bydgoskiego Parku Przemysłowo-Technologicznego.

 

Twitterowe imperium

Radosław Sikorski rzadko publicznie zabiera głos i występuje w polskich mediach. Wyjątkiem jest Twitter. Obserwowany przez ponad 900 tysięcy osób, tam wciąż należy do najpopularniejszych polskich polityków. Jest bardzo aktywny – „ćwierkał” już blisko 20 tysięcy razy. Śledzenie konta eksministra dostarcza zwolennikom opozycji wielu uciech. Zagraniczni dziennikarze mijają się z prawdą w sprawie Polski i piszą o dyktaturze? Odpowiedni link na pewno znajdzie się na Twitterze Sikorskiego. Na eksministra można także liczyć, kiedy jego żona Anna Applebaum, dziennikarka „Washington Post”, manipuluje, przeinacza fakty i uprawia czarny PR przeciwko obecnym władzom.

W jednym z tekstów Applebaum oskarżyła generała Andrzeja Błasika o naciskanie na pilotów i doprowadzenie do katastrofy smoleńskiej. Dzień przed 7. rocznicą tej tragedii Sikorski na swoim Twitterze także lansował tezę, że pilotów do lądowania zmusił dowódca sił powietrznych. Zamieścił nawet w sieci grafikę zatytułowaną: „A wystarczyło, gdyby Lech Kaczyński wskazał lotnisko zapasowe”.

Dzień wcześniej zapraszał na „kontrmiesięcznicę” organizowaną przez Obywateli RP – organizacji, która w przeszłości zakłócała smoleńskie miesięcznice przed Pałacem Prezydenckim.

Sikorski cierpliwie czeka w politycznym czyśćcu i dopieszcza antypisowki elektorat za pośrednictwem Internetu. Kwestią czasu jest, kiedy znów stanie w wyborcze szranki. To wszak polityczne zwierzę, które zrobi wszystko, aby nie przejść do historii jako enfant terrible polskiej polityki.

 

Wojciech Bielawa

Wojciech Bielawa Autor

Redaktor prowadzący