Felietony 10 sie 2020 | Redaktor
Lewandowski: Romantycy muszą wyginąć? - Wyznanie nadziei politycznej [OKIEM RADNEGO]

Marcin Lewandowski

„Romantycy muszą wyginąć (...) dzisiejszy świat nie dla nich...”. Tymi słowami z powieści Prusa rozpoczynał się jeden z tematów egzaminu dojrzałości zadany młodzieży pod koniec zeszłego tysiąclecia, u progu nowego. Dla mnie to znamienne. Sam ten temat podjąłem - i myślę, że ponownie się z nim mierzę.

Dziś, jako jedną z najbardziej odartych z nimbu idealności sferę, przedstawia się nam starą, dobrą politykę. Jej obraz dominuje bezwzględna praxis, etos skuteczności...
Gdzie miejsce dla rycerskości? Dla wielkoduszności, poświęcenia? Wierności zasadom?
 
Czy kiedykolwiek wyłącznie one kształtowały postępowanie mężów stanu? Za legendarnego Romulusa...? Za Alkibiadesa...? A jednak - obok bezwzględności i brudnych zagrywek żyło i żyje gdzieś w ludzkich sercach przeczucie tego, jak być powinno. W perspektywie tego, co idealne - co dobre i piękne - gdzieś trwa wiara, że polityka to zadanie wielkie i szlachetne.
 
To konflikt nie tylko dwóch sposobów rozumienia i sprawowania władzy: makiawelistycznego, cynicznego z naiwnym czy też idealistycznym. To fundujace go ścieranie się różnych antropologii, sposobów widzenia ludzkiej natury i porządków ludzkiego świata.
 
Stagiryta w „Etyce nikomachejskiej” (ks. I, rozdz. 2) daje obraz polityki jako nauki (sic!) naczelnej, kierowniczej.
To sztuka organizacji warunków dla wszelkich innych „sztuk”; tworzenia warunków dla realizowania się ludzkich dzielności, powiedzielibyśmy też: „powołań”. To kunszt kształtowania i utrzymywania w istnieniu świata, w którym pielęgniarka może być pielęgniarką, nauczyciel - nauczycielem, rodzic - rodzicem... Jest to zatem zadanie sprowadzające się do umożliwiania spełnienia się człowiekowi, jako „istocie, która się staje”.
 
Czy tak wzniosłe dzieło może dokonywać się środkami niskimi? Czy człowieka stać na taką podwójność - radykalnej różnicy jakości celów i środków? Wiele przykładów - i to mniej drastycznych niż Konstantyn czy Julian Apostata - zdaje się poświadczać, iż ten, komu dano władzę, może mieć niejako serce podwójne; może być wrażliwym na pewne wartości - a popełniać występki.
Nie ma tu, bynajmnjej, immunitetu przed upadłością ludzkiej natury.
 
A jednak walka trwa. Tak, jak lud świecki był swego czasu rezerwuarem ortodoksji w obliczu powszechnej ariańskiej herezji biskupów (IV w.), choć poddawany był ich naukom, tak i dziś - w dobie powszechnego przekonywania, że polityka jest „brudna” - ogół zachowuje jakieś dobre intuicje i zżyma się na myśl o przekrętach, korupcji, układach, kłamstwie... Nie akceptuje ich jako sposobu zarządzania rzeczywistością.
 
Jakieś proste rozpoznania, rzec można estetyczne, dotyczące stylu i kultury osobistej, dają czasem zaczątek orientacji w tym, jaki jest czyjś stosunek do reguł. A ten - angażuje już profil moralny. „Kwestia smaku” - jak powiedziałby poeta - nie jest nieistotna.
Nie jest może niezawodnym probierzem ogółu czyichś jakości i intencji, ale jest zaczątkiem zdrowych wymagań i czujności.
 
Jak łatwo spostrzec, w dyskursie samorządowym często pojawia się zarzut „politykowania”. Trudno wtedy nie dać wyrazu przekorze i nie zaznaczyć, że „polis” to właśnie pierwotnie wspólnota miejsko-państwowa. Można przy tym zreflektować, że w wymiarze lokalnym także trwa walka o obraz i etos władzy: jak się traktuje „przeciwników”, czy się przestrzega reguł, czy godzi się na nieprawdę...
 
Romantycy muszą wyginąć, a dzisiejszy świat nie dla nich? Czy jest w ogóle czas dobry dla osób wrażliwych na sferę idealności? Z drugiej strony, trudno o coś z większym uporem się odradzającego, niż o wiarę, że może i powinno być lepiej, niż jest - wraz z każdym nowym pokoleniem.
 
Tradycję rozumieć można jako transmisję wrażliwości aksjologicznej, przekaz szlachetnych postaw osobowych z ich ukierunkowaniem na idealność. W konkrecie, to czasem przejmowanie sposobów reakcji, zachowań w określonych warunkach i sytuacjach kryzysowych. Jak od ojca obserwowanego w momentach, gdy pojawia się jakaś trudność. Współczesna pycha wzdraga się przed słowem „naśladowanie”, przed świadomym „powielaniem”tego, co już gdzieś było.
 
Tymczasem nawet dla realizacji „małej polityki” potrzeba nam wielkich i wzniosłych wzorców. Dla niektórych byłby takim „ostatni interrex”, czy wręcz - jak mówią - „niekoronowany król Polski” - kardynał Stefan Wyszyński. Świeżo po rocznicy urodzin tej pełnej dostojeństwa postaci, ryzykuję wyznanie nadziei, że - z Bożą pomocą - możliwym jest pozostać i skutecznym, i wiernym swoim przekonaniom.
 
Marcin Lewandowski, bydgoski radny z klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości.

Ukończył studium doktoranckie z zakresu filozofii, absolwent studiów magisterskich UMK (pedagogika i filozofia: specjalności: aksjologiczna, edukacja ustawiczna, promocja zdrowia i edukacja ekologiczna), technik ekonomista (absolwent Liceum przy ul. Gajowej w Bydgoszczy). Jest członkiem zarządu Rady Osiedla Bocianowo-Śródmieście-Stare Miasto, stowarzyszenia „Dwie Korony”, grupy rekonstrukcyjnej, Akcji Katolickiej, fundacji antyaborcyjnej „Pro - Prawo do życia”. Był nauczycielem filozofii i etyki.

 
Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor