Komentarze 19 lis 2018 | Redaktor

Marek Żydowicz na zakończenie 26. edycji festiwalu Camerimage powiedział, co powiedział. Postawił pod ścianą wszystkich. Pożegnał się z Bydgoszczą i zagrał ostro: - Nie ma dla mnie miejsca w Polsce.

     

Jarosław Kopeć

Tygodnik Bydgoski

Rozumiem Żydowicza. Camerimage to jego życiowe dzieło. Rozumiem, bo wiem, że w Polsce, żeby stworzyć dzieło ponadczasowe, trzeba być szaleńcem. Szaleńcem w tym dobrym rozumieniu tego słowa. Szaleństwo i przekonanie do swoich racji zagrzewa do walki. Brnie się wtedy taranem. I tak zawsze działał Żydowicz.  Czy to przed laty w Toruniu, czy też w Łodzi. Skandalista. Choć do Larry’ego Flynta mu daleko.

Z wiekiem jednak skandaliści pokornieją. Mają na koncie tyle dokonań, że mogą pozwolić sobie na grę. Tę podjął Żydowicz rok temu, gdy podpisał pakt z diabłem. Z punktu widzenia Bydgoszczy i wrogów Prawa i Sprawiedliwości, podpisanie listu intencyjnego z prezydentem Mchałem Zaleskim i ministrem kultury Piotrem Glińskim o budowie centrum Camerimage w Toruniu, było zdradą. Prezydent Rafał Bruski w odwecie obciął dotację dla festiwalu. Umysły ścisłe potwierdzą, że miejską dotację zmniejszono aż o 80 procent.

Na głowę Żydowicza już wtedy wylały się kubły pomyj. Bufon. To słowo najdelikatniejsze. Teraz mamy powtórkę z rozrywki. Czytam na portalach społecznościowych:  „Niech się wynosi, tylko Camerimage żal”.

Tegoroczną edycję zorganizował dzięki  sponsorowi, który nijak nie ma interesów w Bydgoszczy. Ale spółka skarbu państwa ze wsparciem polityków partii rządzącej może sobie na to pozwolić. Na zakończenie festiwalu Żydowicz zapowiedział pożegnanie z Bydgoszczą.  – Nie ma dla mnie miejsca w Polsce – dorzucił. I odegrał rolę niezależnego.

Prezydent  Bruski zapłakał: -„Pan Marek Żydowicz po raz kolejny zachował się nieuczciwie”.

To kino zasługuje na scenariusz. Aż prosi się, by nakręcić dobry film. Oczywiście mając do dyspozycji wybitnego operatora. Bo to oko, które dostrzega niewidoczne szczegóły, odgrywa najważniejszą rolę. Widzi to, co może umknąć postronnym obserwatorom. Może też pokazać to, co chcą, by w umysłach odbiorców pozostało na dłużej, twórcy scenariusza i reżyser.

A scenariusz pisze Żydowicz. Bydgoszczy nie stać na utratę kolejnej imprezy wielkiego formatu. Imprezy, która na tydzień odrywa ją od gęby prowincjonalnego grajdoła. Zbyt wiele straciła w ostatnich latach, by mogła sobie pozwolić na kolejną porażkę z… Toruniem. Mimo że już po wyborach, i nowy-stary prezydent Bruski może sobie pozwolić na wszystko, to utrata Camerimage byłaby wizerunkowo bardzo bolesna. Wie to Żydowicz. Wie też Bruski.

Z całym szacunkiem bowiem, żadni dyrektorzy i kierownicy promocji i społecznej komunikacji nie są w stanie za tak małe pieniądze zapewnić tak nośnych i głośnych na arenie międzynarodowej nazwisk.  Rozumie to prezydent, pisząc na Facebooku: -„Jako Prezydenta Miasta interesuje mnie wyłącznie prestiż i korzyść Bydgoszczy - szczególnie w tej edycji byliśmy na ustach wszystkich w Polsce, bynajmniej nie z powodu walorów i poziomu artystycznego Festiwalu”. To nawiązanie do skandalicznego zachowania jednej z gwiazd tegorocznego festiwalu, obnaża małostkowość i wąskie pole manewru prezydenta.

Na utratę festiwalu nie stać też marszałka województwa Piotra Całbeckiego. Wszak obiecał budowę czwartego kręgu Opery Nova. Przede wszystkim dla potrzeb festiwalu. A pochodzi przecież z tej samej frakcji politycznej co Bruski, z piętnem tego, co przez 12 lat pełnienia funkcji raczej szkodzi Bydgoszczy, niż ją wspomaga. Nie sposób w roku wyborczym 2019 wycofać się z tych deklaracji.

I jest wreszczcie jeszcze rząd, z drugiej strony barykady. Minister Gliński zachowawczo i przebiegle stwierdził przed wyborami: „To pan Żydowicz zdecyduje, gdzie będzie się odbywał festiwal Camerimage”. Nie omieszkał przy tym dodać, jak ważna to impreza na mapie wydarzeń kulturalnych w Polsce.

Ministrowi z kolei Żydowicz wysyła  wiadomość:  „Nie ma dla mnie miejsca w Polsce”.

Twórca Camerimage dekadę temu ze swoimi zwolennikami okupował salę sesyjną rady miasta w Łodzi. Teraz podjął wyrafinowana grę. Na tę chwilę ustawił wszystkich pod ścianą. „Twardziochem trzeba być, nie mięciochem” – głosiła przed laty kultowa kreskówka. Żydowicz zgrywa twardziela. Wydaje mu się, że ma w ręku wszystkie atuty i stać go na mocne wisty.

A co, jeżeli jednak Żydowicz przelicytował? Ostatecznie ten film wreżyseruje życie. Jak? Oby tylko Bydgoszczy znowu nie było żal...

Jarosław Kopeć

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor