Opinie 11 kwi 2018 | Redaktor
Urodzinowa antyreklama Bydgoszczy

Mural ma powstać na urodziny Bydgoszczy. Prace trwają/fot. Anna Kopeć

– Ojciec na planowanym muralu ma taką minę, jakby przerażony tym, co się wokół dzieje, chciał uciekać jak najdalej stąd. Nie dziwię mu się – pisze Michał Jędryka, redaktor naczelny „Tygodnika Bydgoskiego”.

      

Michał Jędryka

Redaktor Naczelny „Tygodnika Bydgoskiego”

Przyjrzałem się rysunkowi muralu, który ma zostać umieszczony, w wyniku konkursu zorganizowanego przez miasto, na ścianie budynku przy ulicy Pięknej. Obraz jako całość nie tylko mnie nie zachwycił, ale wręcz zniechęcił swoją estetyką. Taka reklama raczej odstręczyłaby mnie od odwiedzin jakiegoś miasta niż zachęciła doń. Treścią obrazu zajmę się za chwilę, ale niekorzystne jest już pierwsze wrażenie, jakie ten rysunek wywołuje. 

Wrażenie to powoduje najpierw sama kolorystyka: użyty ma być w zasadzie tylko jeden kolor, w kilku odcieniach. Tym kolorem jest doprowadzające niemal do mdłości połączenie różowego z pomarańczowym, plus czarna gruba kreska wyznaczająca kontury. 

Takie jest pierwsze odczucie. Wrażenie drugie powstaje na skutek specyficznego zarysowania ludzkich postaci. Ni to karykatura, ni dziecięce uproszczenie, trudno to oddać słowami, ale spojrzenie na obraz wystarczy, by odczuć tę niesympatyczną raczej kreskę w rysunku ludzkich osób. Jest w nich jakaś nienaturalność, smutek, pustka wyrazu, bezsens. Trudno zresztą, by było inaczej, skoro projekt został wykonany w estetyce nawet nie nowoczesności, ale jakiegoś chuligańskiego graffiti rysowanego w pijacko- -narkotycznym widzie. 

Trzecie spojrzenie to treść obrazu. Kogóż tu nie znajdziemy… Zacznijmy od góry. Po lewej artysta malujący jakąś (różową, a jakże!) pornografię. W środku dwóch mężczyzn z szalikiem (kibicowskim?) obejmujących się ramionami, a ten po prawej ma jakieś serduszko na piersi. Dalej na prawo dwie panie też objęte, a pomiędzy tymi dwoma „parami” znajdziemy dwóch mężczyzn. Jeden elegancki (o ile w tej poetyce w ogóle można mówić o elegancji), w okularach i garniturze, a drugi z widłami. To rolnik? 

W samym centrum tego wiekopomnego dzieła umieszczono kogoś, kto przypomina Indianina z wilkiem. Konia z rzędem temu, kto mi wytłumaczy, co artystka chciała przez to powiedzieć. Poza wyrażeniem otwartości i tolerancji oczywiście… Kogo tu jeszcze widzimy? Dziewczynę na jednorożcu, matkę karmiącą, Żyda, gitarzystę, mężczyznę z tatuażem wykrzywionego w nienaturalnej pozycji (krzyczy? może śpiewa?). Ktoś biegnie, ktoś karmi kota. Jest i tradycyjna rodzina: ojciec niosący na ręku małe dziecko, drugie trzyma za rękę, obok idzie matka. Ów ojciec ma taką minę, jakby przerażony tym, co się wokół dzieje, chciał uciekać jak najdalej stąd. No cóż, nie dziwię mu się… 

Nie chcę już dłuż ej wpatrywać się w ten dziwaczny obraz. Nie rozumiem, dlaczego wybrano coś takiego jako wyobrażenie mojego miasta. Czuję się wobec tego „dzieła sztuki” jak bohater powieści Chestertona „Kula i krzyż”. Tym, którzy jej nie czytali, streszczę, że bohaterami są dwaj mężczyźni – katolik i ateista. Obydwaj gorąco przekonani o prawdzie swych przekonań, przekonani do tego stopnia, że gotowi są chwycić za szpady lub pistolety i walczyć ze sobą. I chcą to uczynić. Ale cała społeczność zaczyna ich ścigać, w końcu zostają zamknięci w dziwnym ośrodku dla obłąkanych. Taki obrót sprawy przepowiedział jeden z pustelników starożytności, św. Antoni: „Przyjdą takie czasy, że ludzie będą szaleni, i jeśli zobaczą kogoś przy zdrowych zmysłach, to powstaną przeciw niemu, mówiąc – jesteś szalony, bo nie jesteś do nas podobny”. 

Bo właśnie taka jest istota społeczeństwa tolerancjonistycznego. Toleruje ono wszelkie zboczenia, ale wyklucza normalność. Normalny, zwykły człowiek jest wariatem, nie ma dla niego miejsca. Wiedział o tym już jeden z pierwszych piewców tolerancji, John Locke. Tak jak Platon wykluczył poetów ze swojego państwa, tak Locke ustanowił też znamienny wyjątek. Na tolerancję jego zdaniem zasługiwali wszyscy, oprócz… katolików. Ci są zbyt niebezpieczni. Nie ma dla nich miejsca w państwie. Nie wierzycie? To poczytajcie jego słynny „List o tolerancji”. 

Dlatego ważniejsze od tego, kto jest na tym muralu, jest to, kogo tam nie ma. A nie ma na przykład księdza katolickiego, siostry zakonnej – dla nich już Bydgoszcz nie jest tolerancyjna. Nie ma też osób starszych, nie ma zwykłych dzieci idących do szkoły lub bawiących się na podwórku. Może to i lepiej. Bo miasto na tym muralu to nie Bydgoszcz. To jej wydumana karykatura. 

Obawiam się, że takim przedstawieniem autorka i propagatorzy muralu osiągną cel odwrotny – niechęć raczej niż prawdziwą miłość do każdego człowieka. l 

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor