Kapuściska 10 lip 2022 | Redaktor
Bydgoskie osiedla „bez filtrów”: Kapuściska [cz. 2.]

fot. Piotr Weckwerth

Historia Kapuścisk jest bardzo bogata. Ale czy to oznacza, że znajdziemy tutaj jakieś obiekty historyczne? Owszem, musimy jednak odrobinę poszperać. I oczywiście szybko odkryjemy, że większość z nich, bezpośrednio lub pośrednio, wiąże się z działalnością „Zachemu” – pisze Piotr Weckwerth, autor cyklu „Bydgoskie osiedla bez filtrów” (publikowanego na blogu „Turystyka bez filtrów”).

Pierwsza część artykułu została opublikowana tutaj. Zapraszamy do lektury części drugiej.

W lesie rozciągającym się za dawną bramą do zakładów nr 2, dalej znajdziemy sporo starych, często już zrujnowanych budynków. Oczywiście część infrastruktury po „Zachemie” przejęły inne firmy, np.: „Purinova”, „Nitro-Chem S.A”. czy „Boruta-Zachem S.A.” (sam „Zachem” upadł w 2014 roku). Obok bramy wjazdowej znajdują się z kolei filia Urzędu Miasta oraz Poczty Polskiej. Przez samą bramę możemy dzisiaj swobodnie przejechać, choć niegdyś była ona pilnie strzeżona. Wielki napis „Zakłady Chemiczne” zwiastował, że jeżeli nie masz tutaj jakieś pilnej sprawy do załatwienia, raczej powinieneś prędko zawrócić.

Brama nr 2 do Zakładów Chemicznych

Jeśli znajdziemy się w tej okolicy, naszą uwagę zwróci bez wątpienia budynek znajdujący się po południowej stronie ulicy Wojska Polskiego. Mowa oczywiście o mającym legendarny już status, hotelu „Chemik”. Legendarny, bowiem działa już od lat 50. XX wieku, początkowo służąc oczywiście pracownikom spoza Bydgoszczy wykonującym pracę na rzecz „Zachemu”.

Obecnie to dwugwiazdkowy, nieco zapomniany i momentami wyglądający na opuszczony, obiekt. Część recepcyjna i noclegowa wygląda jeszcze w dobrym stanie (zresztą obok zlokalizowany jest punkt obsługi klienta „Pro-Natury”), ale jego zaplecze to już dość sporych rozmiarów ruina. Od wielu lat pustką straszy hala, w której znajdował się dawniej bar zakładowy (szyld jeszcze pozostał!). Obok był też sklep z, jak głosi informacja nad drzwiami: „chemią gospodarczą, środkami higieny osobistej i napojami chłodzącymi w cenach konkurencyjnych”. Prawdziwy wehikuł czasu.

Po drugiej stronie Wojska Polskiego, znajduje się krzyż wraz z pamiątkowymi tablicami. To hołd dla pracowników, którzy stracili życie w wyniku tragicznych wypadków na terenie Zakładów Chemicznych. W oczy rzuca się to, że wypadków śmiertelnych (na szczęście) ubywało z biegiem lat. (...) Spostrzegawczy obserwator dostrzeże także, że spora grupa pracowników zginęła 19 listopada 1952 roku. Wówczas to doszło do ogromnej eksplozji trotylu, która zabiła 15 osób, raniła 84 i uszkodziła 132 (!) budynki. Podobno siła była tak olbrzymia, że szyby pękały nawet w blokach oddalonych o 10 kilometrów. Oczywiście władza ludowa robiła wszystko, aby informacja nie przedostała się do opinii publicznej. Naturalnie, nie udało się.

Obok krzyża stoi także druga tablica – poświęcona Eugeniuszowi Smolińskiemu, pierwszemu powojennemu dyrektorowi zakładu. Padł on ofiarą komunistycznego reżimu, który prześladował go jako byłego AK-owca (nosił pseudonim Kazimierz Staniszewski). W ustawionym procesie sądowym oskarżono go o sabotaż w uruchomieniu produkcji trotylu. Oczywiście w tak krótkim czasie (Smolińskiego zatrzymano w 1947 r.) linii produkcyjnej nie zdołałby uruchomić nawet sam Alfred Nobel, ale oskarżycieli i sądu to jakoś niezbyt interesowało. Smolińskiego stracono w 1949 roku w Warszawie, a jego szczątki doczekały się godnego pochówku dopiero w 2015 roku. Chore czasy, które (miejmy nadzieję!) nigdy nie wrócą.

Za historyczne należałoby uznać sporą część bloków zlokalizowanych na Starych Kapuściskach. Te stojące przy ulicach: Łukasiewicza, Dekarzy, Stolarzy czy Techników mają swój specyficzny urok – tym bardziej ze względu na swoje niewielkie rozmiary – prawie wszystkie to dwupiętrowce. Wśród budynków w tej części osiedla, warto zwrócić uwagę na sześć dawnych hoteli zakładowych (tak, poza „Chemikiem” były też inne), później służących także jako „zwykłe” obiekty mieszkalne lub lokale socjalne. Wśród nich znajdują się wyremontowane bloki przy ulicach: Kapuściska 9, Techników 2 i Łukasiewicza 10, a także wciąż czekający na swoje ponowne „narodziny”, obiekt przy Łukasiewicza 5.

Dawne hotele zakładowe

Stare Kapuściska budowano w trakcie zimnej wojny, w związku z czym nie może dziwić, iż pod niektórymi blokami powstawały schrony. Część z nich zlikwidowano, jednak przechadzając się po osiedlu, można jeszcze gdzieniegdzie dostrzec specyficzne „grzybki”, tj. niewielkie wieżyczki, wskazujące, iż w tym miejscu znajduje się bunkier. O ile wiem, niektóre z nich są utrzymywane w całkiem niezłym stanie.

W innych częściach miasta nie spotkacie takich konstrukcji jak przy ul. Łukasiewicza. Po obu stronach, pod numerami 7 i 12, dostrzeżemy szerokie tarasy ze zdobionymi balustradami. Te po lewej stronie (patrząc w stronę ul. Wojska Polskiego) służą lokalom usługowym, a po prawej zostały zagospodarowane jako prywatna przestrzeń, przylegających do nich mieszkań.

Ciekawe są także taraso-arkady przy Al. Lecha Kaczyńskiego. Ich górna część służy jako balkony bloku pod nr 33, natomiast pod nimi znajdują się wejścia do licznych lokali.

Do nieco dziwacznych, aczkolwiek charakterystycznych dla zabudowy mieszkalnej lat 50. i 60., zaliczyłbym (pseudo)arkadowe przejścia pod niektórymi blokami. Część z nich (jak np. te przy ul. Sandomierskiej) są tak ciasne, że osoba o nieco większej tuszy mogłaby mieć problem z ich pokonaniem.

Jest tu też kilka ciekawych budynków szkolnych. W latach 50. powstały przecież m.in., zdobiony charakterystyczną wieżyczką, obiekt Zespołu Szkół Chemicznych, a także mieszczący obecnie Szkołę Podstawową nr 28 im. Polskich Noblistów, dawny budynek Szkoły Podstawowej nr 49. Jest jeszcze gmach wykorzystywany przez Bydgoskie Biuro Finansów Oświaty oraz stary internat Zespołu Szkół Chemicznych, przy ul. Łukasiewicza 1. Ten ostatni należy obecnie do Collegium Medicum, a jego hala sportowa również zdobiona jest niewielką, lecz estetyczną wieżyczką.

Do tego należy doliczyć ośrodki zdrowia, wśród których na pierwszym miejscu wspomnieć wypada Szpital Miejski nr 2 im. Emila Warmińskiego. Jednostkę tę, zlokalizowaną między ulicami: Dobrzańskiego-Hubala, Szpitalną oraz Solną, budowano od 1953 do 1959 roku, a później wielokrotnie rozbudowywano i modernizowano. Swoje lata ma także Wielospecjalistyczny Ośrodek Zdrowia „Gryf-Med”. Oczywiście nie zapominajmy o aptekach – najstarsza z nich, działająca nieprzerwanie od kilkudziesięciu już lat, znajduje się przy skrzyżowaniu ul. Wojska Polskiego i Al. Lecha Kaczyńskiego. Swoją drogą budynek, w którym się znajduje, z uwagi na charakterystyczną, betonową nadbudowkę na jego szczycie, nazywano przed laty „wieżowcem”. Wszystko przez to, że była to zdecydowanie najwyższa konstrukcja na osiedlu – prawdziwe, 11-piętrowe wieżowce istniały wówczas tylko w formie szkiców na urzędniczych planach.

A wszyscy ci, którzy lubią Osiedle Awaryjne na Łęgnowie (więcej o nim tutaj), powinni zajrzeć także na skraj Kapuścisk. I tutaj, w trakcie II wojny światowej Niemcy wybudowali domy zdobione specyficzną, ciemną cegłą. Tak samo jak na Łęgnowie mieszkała w nich kadra inżynierska i kierownicza. Dziś część z nich mieści lokale socjalne, a część jest w prywatnych rękach. Nie muszę chyba wspominać, że w związku z tym, ich stan jest bardzo różny.  

Całości historycznego obrazu osiedla dopełniają stojące jeszcze gdzieniegdzie, ewidentnie pamiętające czasy sprzed I wojny światowej, budynki z czerwonej cegły. Ostało się już tylko kilka z nich, np. przy Toruńskiej czy Smętnej. Nie sposób przeoczyć także dość wysokiego komina przy ul. Nowotoruńskiej. Niestety, nie znam jego dokładnej historii, niemniej wiadomo, że jest to pozostałość po dawnej cegielni.

Na koniec tej części artykułu ciekawostka. Podczas remontu gmachu głównego Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki im. Witolda Bełzy, prowadzonego w drugiej połowie ubiegłego wieku, w filii przy ul. Noakowskiego przechowywano przez chwilę zbiory bernardynów! Mowa oczywiście o księgach należących do Bibliotheca Bernardina, a więc pozostałości po potężnej bibliotece, prowadzonej od XV w. w nieistniejącym już, bydgoskim klasztorze bernardynów (...)

Kościół zabytkowy, betonowy i… niedoszły

Obiektów historycznych jest więc tutaj sporo, ale niniejszy artykuł byłby bez wątpienia niepełny, gdybym nie wspomniał o obiektach sakralnych. A te tworzą tutaj doprawdy niezwykły, bijące po oczach niby stroboskop, kontrast. Ale po kolei.

Najbardziej znanym obiektem sakralnym na Kapuściskach jest zabytkowy kościół pw. św. Józefa Rzemieślnika. Kiedy powstawał, a więc w 1906 r., bez wątpienia mówiło się, że stoi on na Bartodziejach Małych (lub raczej Klein Bartelsee). I rzeczywiście, przynależność do „Małych Bartków”, widniała nawet w aktach gminy ewangelicko-unijnej. Świątynia została wybudowana bowiem na potrzeby protestantów, w schyłkowej fazie zaborów.

Budynek zaprojektował królewski okręgowy inspektor budowlany Ismar Hermann, który w tamtych czasach miał chyba pełne ręce roboty. Równolegle obmyślał bowiem plany budowy kościoła św. Wojciecha na Okolu, oraz nieistniejącego już kościoła św. Marcina Lutra na Szwederowie (znajdował się przy ul. Leszczyńskiego).

Po zakończeniu II wojny światowej, budynek przeszedł oczywiście (jak wszystkie, z wyjątkiem kościoła Zbawiciela) w ręce katolików. Na szczęście jednak, do dziś zachował się jego pierwotny, neogotycki i eklektyczny charakter. Na pierwszy rzut oka, zorientować można się, że świątynia była kiedyś ewangelicką, bowiem prusacy nagminnie stosowali w tamtych czasach czerwoną, ozdobną cegłę. Tutaj jednak, poza wyraźnym stylem neogotyckim, pojawiają się także element neoromańskie. W tym kontekście uwagę należy zwrócić na masywną wieżę. Podobne rozwiązanie zastosowano choćby w kościele przy parafii pw. Matki Boskiej Królowej Polski na Łęgnowie.

Będąc w środku, warto zwrócić uwagę na organy wykonane przez bydgoską firmę Paula Voelknera, drewnianą ambonę oraz krzyżowo-żebrowe sklepienie. Niby skromnie, ale czuć tutaj historię!

Obok kościoła znajduje się duża nekropolia. Założono ją już w pierwszej połowie XIX wieku, głównie na potrzeby ewangelików, choć chowano tutaj także katolików. Po II wojnie światowej utworzono w jej obrębie miejsce pamięci żołnierzy Wojska Polskiego oraz bydgoszczan, którzy zginęli w trakcie II wojny światowej. Kwatery oznaczono dużą rzeźbą, stanowiącą wyobrażenie orła.  Na cmentarzu pochowano m.in. pianistę i kompozytora Jana Drzewieckiego oraz Aleksander Fedorowicz, tłumacza i swego czasu wicekonsula Uzbekistanu, jedną z ofiar katastrofy smoleńskiej.

Na zapleczu świątyni, od strony ul. Władysława Bełzy, znajduje się z kolei zabytkowa pastorówka. Obecnie to prywatny budynek, w którym dawniej znajdowała się ochronka dla dzieci (zakład opieki dla dzieci pozbawionych rodziców) oraz plebania.

Przeciwieństwem niewątpliwie atrakcyjnego wizualnie kościoła pw. św. Józefa Rzemieślnika jest kościół pw. Opatrzności Bożej znajdujący się przy ul. Sandomierskiej. Tutaj mamy do czynienia z kwintesencją surowego budownictwa sakralnego okresu post-PRLowskiego. Ledwie kilka małych okienek i cała masa betonu ułożonego w wielką bryłę, przypominającą do złudzenia jakiś futurystyczny bunkier. Cóż, w 1994 r., kiedy budynek oddano do użytku, musiało wydawać się to nowoczesne. Dzisiaj, niestety, jego toporność kłuje w oczy.

Niewielu wie, że na osiedlu moglibyśmy mieć dzisiaj jeszcze jeden obiekt sakralny, na drodze stanęła jednak II wojna światowa. Chodzi o charakterystyczny obiektu przy skrzyżowaniu dzisiejszych ulic: Toruńskiej i Al. Lecha Kaczyńskiego. Jeśli dobrze się przyjrzeć, to ceglany budynek, wykorzystywany dzisiaj jako magazyn pobliskiej firmy, zajmującej się mechaniką pojazdów, ma wieżę (prawdopodobnie niedoszła dzwonnica) i kształt typowy dla kościoła! Pech chciał, że budynek powstał w przededniu II wojny światowej, przez co nawet nie zdążono odprawić w nim nabożeństwa. Niemcy wpadli zaś na pomysł, aby uruchomić w nim wytwórnię acetylonu, a po wojnie mieściły się tutaj m.in. pomieszczenia Bydgoskiej Fabryki Narzędzi. Za budynkiem „kościoła” stoi także niedoszła plebania.

Zieleń (nie)urządzona

Czytając relacje z budowy Starych Kapuścisk, a więc wspomnienia z początku lat 50. XX wieku, aż trudno uwierzyć, że wówczas narzekano na osiedlu na brak zieleni. Wiadomo, mamy do czynienia z blokowiskiem, ale jednak pomiędzy blokami, niemal wszędzie, gdzie to tylko możliwe, znajdują się trawniki, ogrody lub swego rodzaju miniparki. Cała ta zieleń potrzebowała czasu, by  wyrosnąć, toteż w pełni cieszyć się nią v dopiero współcześni mieszkańcy Kapuścisk.  

 

Dane Miejskiej Pracowni Urbanistycznej sprzed dekady wskazują, że tereny zielone zajmowały na osiedlu niemal 80 hektarów, z czego zdecydowaną większość stanowiły tereny zieleni nieurządzonej. I o ile oczywiście od 2012 r. zieleni pewnie trochę ubyło, to już proporcje między tą urządzoną i nierządzoną zapewne nie uległy większej zmianie.

Większość tutejszej zieleni ma bowiem swój specyficzny, nieuporządkowany (ale nie niechlujny – chyba że jakiś ćwierćinteligent akurat postanowi wyrzucić śmieci w plenerze) klimat. Przestrzenie między blokami są w porównaniu do współczesnego budownictwa ogromne, a tam, gdzie nie ma wejść na klatkę schodową, rośnie najczęściej trawnik i sporo drzew (w tym nawet owocowych!). Mało tego, przy wielu budynkach istnieją jeszcze niewielkie ogródki, rzetelnie pielęgnowane przez mieszkańców. Tym samym, wychodząc w jakiś ponury dzień do pracy w biurze, możemy chociaż nacieszyć oko widokiem pięknych kwiatów.

Jednym z najbardziej znanych i najbardziej reprezentacyjnych założeń zielonych na „Kapach” jest ul. Stanisława Noakowskiego. Jej środkiem poprowadzono aleję obsadzoną drzewami, a bokami jednokierunkowe, niewielkie jezdnie. Rzecz doprawdy bliźniaczo podobna do rozwiązania, które spotkamy na Osiedlu Leśnym, przy ul. 11 listopada 1918 roku. Perspektywę ulicy, która stanowiła niegdyś oś Starych Kapuścisk, zamyka od wschodu pięknie gmach Zespołu Szkół Chemicznych. im. Ignacego Łukasiewicza.

Są też oczywiście skwery. Najbardziej okazały to chyba ten za V Liceum Ogólnokształcącym, przy ul. Szarych Szeregów. Kiedyś był jeszcze większy, ale parę lat temu obok wybudowano basen „Piąta Fala”. Poza kilkoma ścieżkami i ławeczkami, są tutaj także plac zabaw, zewnętrzna siłowania oraz wybieg dla czworonogów. Przy szkole powstał rzecz jasna „Orlik”, jednak na skwerze znajduje się także stare boisko z asfaltową nawierzchnią, które mocno porasta już trawa. Dla mnie to doprawdy smutny widok, bo jeszcze za czasów licealnych (precyzując, 14 lat temu), grywałem tutaj w zorganizowanej, piłkarskiej lidze szóstek. Przez takie rzeczy zaczynam się momentami czuć jak prawdziwy „boomer”.  

Popularnym terenem rekreacyjnym jest dla mieszkańców Kapuścisk skwer położony między parkiem leśnym na południu i u. Wojska Polskiego na północy. I tutaj mamy szereg atrakcji dla dzieci i dorosłych. Miejsce to żyje jednak przez cały sezon, bowiem w zimie (o ile oczywiście pojawi się śnieg) usypaną tutaj w latach 80. sporą górkę, wykorzystują saneczkarze. Górkę tworzono także z myślą o narciarzach-amatorach, a podczas jej usypywania zadbano nawet o oświetlenie! Kiedyś skwer był jeszcze bardziej popularny, a to za sprawą brodziku dla dzieci, który w sezonie letnim był po prostu oblegany. Podobny znajdował się przy Miejskim Domu Kultury nr 1 przy ul. Baczyńskiego.

Oczywiście skwerów jest na osiedlu znacznie więcej. Wspomnieć należy choćby ten znajdujący się na tyłach „Twojego Marketu”, między ul. Baczyńskiego i Sandomierską, a także między blokami, w obrębie ulic: Murarzy i Architektów.

Wszystko to jednak nic w porównaniu z potęgą zieleni znajdujących się na osiedlu „lasoparków” (czyli po prostu parków leśnych). Cóż to za słowotwórstwo – zapytacie? Akurat na Kapuściskach stwierdzenie to pasuje idealnie, bowiem skupiska zieleni znajdujące się tuż nad Brdą, na skraju Zbocza Bydgoskiego, a także na południu, w parku obok Szpitala Miejskiego nr 2, wyglądają jak najprawdziwsze lasy. Nic zresztą dziwnego, wszak są pozostałością po nich! Wszystkie one są gęsto zarośnięte i tylko gdzieniegdzie poprzecinane ścieżkami. Gdyby nie ich stosunkowo niewielka powierzchnia, można by doprawdy pomyśleć, że znajdujemy się w lesie.

Na mnie, jako na miłośniku krajobrazów górskich lub przynajmniej pagórkowatych, największe wrażenie robi oczywiście park na skraju Zbocza Bydgoskiego. Tak naprawdę, przejść zalesioną skarpą możecie aż od skrzyżowania ulic: Wojska Polskiego i Władysława Bełzy, do Al. Lecha Kaczyńskiego. Najciekawszy jest jednak północny skraj „szlaku”. Zbocze jest naprawdę strome, sporo tutaj jarów, a drzewa rosną naprawdę gęsto. Gdzieniegdzie spomiędzy nich spojrzeć można na piękną panoramę miasta.

Jest nawet dziki punkt widokowy, tuż przed zejściem do Al. Kaczyńskiego. Jak na dłoni widać całe Bartodzieje oraz podmiejskie lasy. Na „parter” zejść można jednymi z kilku schodów. Miłośnikom biegania szczerze polecam treningi przy wykorzystaniu tych konstrukcji. Po kilku tygodniach takiego biegania zyskamy nogi „jak u dzika”. A tak à propos sportów – „na parterze”, przy jednym z wejść na schody, znajduje się kompleks kilku boisk tenisowych.

Na odważnych, którzy wdrapią się na zbocze po drugiej stronie Al. Kaczyńskiego czeka ciekawostka. Tam, tuż przy skraju zbocza, założono niegdyś minidziałki rekreacyjne dla mieszkańców sąsiednich bloków. Niektóre z nich prezentują się pięknie po dziś dzień! Idąc tą ścieżką dalej, trafimy do niewielkiego lasku przy ul. Sandomierskiej. Z niego w dole dojrzeć można największy w tych okolicach jar. Dostaniecie się do niego od strony ul. Nowotoruńskiej (za stacją „Orlenu”). Zieleń wcina się tutaj klinem aż od ul. Chemicznej. Można więc rzec, że jest to najdalej na północ wysunięty przyczółek Puszczy Bydgoskiej. Dzięki temu laskowi osiedle jest osłonięte od znajdujących się kilkaset metrów dalej na wschód terenów przemysłowych. Z tego co wiem (choć pewny nie jestem), to właśnie ten jar, Niemcy mieli nazywać Wilczym Kanionem (Wolfsschlucht). Jeszcze w latach 70. jego dnem płynął niewielki strumyk.

Klimat tamtych lat

1 kwietnia przeczytałem na którymś z facebookowych profili żart, że na osiedlu miałby zostać utworzony Skansen Architektury Socrealistycznej „Stare Kapuściska”. Idea wywołała wśród odbiorców raczej śmiech (szczery lub gorzki – ten drugi wynikający z rzekomego zatrzymania się osiedla w rozwoju), ale według mnie za 20, 30 lub 50 lat, będzie to jak najbardziej zasadne rozwiązanie. To znaczy niekoniecznie skansen, a wykorzystywanie Kapuścisk jako miejsca atrakcyjnego turystycznie. Uwierzcie, że wielu turystycznych świrów (jak np. ja) lubi takie poprzemysłowe klimaty. Zreszt, krakowską Nową Hutę zna przecież każdy – a i na brak turystów tam nie narzekają. Kapuściska to oczywiście nie ta skala, ale temat jest do przemyślenia.

Tym bardziej, że w obrębie osiedla (nie tylko jego najstarszej części), wyraźnie czuć klimat dawnych, zamazywany już przez upływ czasu, lat. Jako że Kapuściska miały być swoistym „miastem w mieście”, powstało tutaj mnóstwo punktów usługowych. Pozostałością po nich są betonowe pawilony przy ul. Wojska Polskiego („Hermes”) czy Bohaterów Westerplatte („Od Nowa”), a także rynek czy blaszane sklepiki przy Al. Lecha Kaczyńskiego. Wciąż gdzieniegdzie dostrzec można punkty, świadczące usługi: prania, zegarmistrzowskie, szewskie i inne, których na nowych osiedlach raczej nie znajdziecie. Często zdobią je staromodne, napawające nostalgią, szyldy. No i salony fryzjerskie… tych w samych tylko okolicach Bohaterów Westerplatte doliczyłem się minimum 10!

Wciąż działa kilka legendarnych, pamiętających wczesne lata osiedla, punktów, jak np. apteka na rogu Wojska Polskiego i Al. Lecha Kaczyńskiego czy restauracja „Tango”. Do niedawna, przy tej samej uliicy działała także księgarnia, która jednak zamknęła się po 26 latach działalności. Smutny los spotkał także klub „Od Nowa”, zlokalizowany przy Bohaterów Westerplatte. Wielu starszych mieszkańców osiedla wspomina jeszcze koncerty, pokazy filmowe oraz turnieje szachowe czy ping-pongowe odbywające się w tym miejscu.

Pisałem już o zieleni i kwiatach, ale między blokami możemy zobaczyć także jeszcze jedną, nietypową dla dużego miasta rzecz. Mianowicie, bardzo popularne jest wywieszanie na rozciągniętych miedzy dwoma słupkami linkach, prania. Oczywiście, linki takie znajdują się na ogólnodostępnych podwórkach. Jasne, dostrzec można to także w innych częściach miasta, ale chyba nigdzie na aż taką skalę! W oczy (i uszy) rzuca się także spokój i swego rodzaju senność. Szczególnie, jeśli oddalimy się nieco od najważniejszych ulic, jak np.: Wojska Polskiego, Baczyńskiego czy Kaczyńskiego. Między blokami często nie spotkacie nikogo, a jeśli już, to raczej osoby nie wykonujące przesadnie szybkich ruchów. No bo po co i gdzie tutaj się śpieszyć?

Z założenia, że odpoczywać należy często i najlepiej wszędzie, wyszedł także zapewne twórca instalacji artystycznej „Kącik wypoczynkowy”, którą znajdziecie między wieżowcami przy ul. Szarych Szeregów. Wciąż dostrzec można tutaj betonową… kanapę. Tak, kanapę. Niestety, lekko nadgryzł ją ząb czasu, a i otoczenie do najpiękniejszych nie należy, bowiem obok znajduje się parking.

Na Kapuściskach nie działają już oczywiście osiedlowe kina: to na terenie działek („Millenium”) oraz to przy Baczyńskiego („Młodość”), które znajdowało się w… zwykłym mieszkaniu. Nie ma też restauracji „Nowoczesna” przy Noakowskiego, biblioteki przy Stolarskiej czy choćby Bydgoskiej Fabryki Mebli (a nawet znajdującego się tutaj później „Tesco”) przy rondzie Toruńskim. Przede wszystkim zaś nie ma już „Zachemu” jako takiego, który ogłosił upadłość w 2014 roku. Oczywiście są kontynuatorzy, którzy przejęli część infrastruktury. Zakłady te nie mają już jednak tak dużego wpływu na życie osiedla, jak miał kiedyś „Zachem”.

Są za to mieszkańcy, dawni pracownicy zakładów. Miniecie ich jeszcze w drzwiach do klatki, spotkacie na osiedlowych ławeczkach czy stojących w kolejkach do punktów usługowych. Niektórzy wciąż chętnie opowiadają o minionych latach, najczęściej twierdząc, że były lepsze. Nie od dziś przecież wiadomo, że „kiedyś to było”!

Słowo na koniec

Myślę, że na koniec warto poruszyć kwestię bezpieczeństwa. Kiedy w rozmowach ze znajomymi czy współpracownikami wspominałem, że kupiłem mieszkanie na Kapuściskach, wiele reakcji było bardzo podobnych. Mianowicie: padały pytania o to, czy nie boję się tam mieszkać… Odpowiadam więc wszystkim naraz, żeby tego nie powtarzać: „nie, nie boję się”. Bo i chyba nie ma czego. W każdym razie, moim zdaniem, Kapuściska nie różnią się wielce pod tym względem od pozostałej części miasta.

To błędne przekonanie widoczne jest także we wszelkiego rodzaju głosowaniach, na najniebezpieczniejsze osiedla w Bydgoszczy, w których „Kapy” zwykle znajdują się w czołowej dziesiątce. Oczywiście, liderów w postaci Śródmieścia, Bocianowa, Okola, Szwederowa i Łęgnowa, wyprzedzić nie sposób, gdyż to właśnie te miejsca uznawane są za siedlisko całego bydgoskiego zła. Nie muszę chyba wspominać, że jest to naprawdę grupa przesada i zwykłe stygmatyzowanie.

Ja na Kapuściskach czuję się w pełni bezpiecznie i w trakcie niemal półrocznego mieszkania w tym miejscu nie zdarzyły mi się żadne niemiłe przygody. Owszem, czasami między sklepami widać tzw. drobnych pijaczków, czasami usłyszy się kilka krzyków, ale w sumie gdzie tego nie ma? W starszej części osiedla są też mieszkania czy nawet całe budynki socjalne, i być może właśnie to wpływa na ogólne postrzeganie osiedla?

Na niezły stan tej części miasta wskazują także zapisy Gminnego Programu Rewitalizacji Miasta Bydgoszczy 2023+. Kapuściska plasują się w nim mniej więcej w połowie stawki, z dwoma wskaźnikami przekraczającymi normę. Rzecz dotyczy średniego wyniku szóstoklasisty oraz odsetka zarejestrowanych działalności gospodarczych. W sumie więc, nic strasznego. Drugie z „negatywnych zjawisk” można wytłumaczyć pewnie tym, że w sąsiedztwie zawsze sporo było dużych przedsiębiorstw (z jednym przeolbrzymim), które najzwyczajniej w świecie „zgarniały” pracowników. No cóż, akurat ja, mając na Kapuściskach zarejestrowaną działalność gospodarczą, minimalnie niweluję ten czynnik. Nic tylko czekać do kolejnego pomiaru wskaźników!

Żeby polubić Kapuściska, trzeba dać im trochę czasu. Wczytać się w ich historię i zrozumieć, że kiedyś „żyły” w cieniu przemysłowego giganta. Wyobrazić sobie, jak w dawnych czasach ich mieszkańcy funkcjonowali od zmiany do zmiany w fabryce, niczym dobrze naoliwione ogniwa w wielkiej maszynie. Pomyśleć o setkach małych zakładów usługowych, budkach z warzywami i owocami, kwiaciarniach, bibliotekach, aptekach i innych, z których „tubylcy” korzystali po pracy. Przejść się ścieżkami tutejszych parków i przysiąść na ławce, na którymś ze skwerów. Być może wówczas poczujecie na twarzy wiatr historii, niosący ze sobą wspomnienia po tych, który tworzyli Kapuściska.

Dzisiaj tworzymy je my, dlatego dbajmy o nie i szanujmy je. Przecież to nasz wspólny dom. Przecież to nasze Kapuściska (...).

Artykuł powstał w ramach cyklu „Piotr Weckwerth prezentuje: Bydgoskie osiedla BEZ FILTRÓW” publikowanego na blogu turystykabezfiltrow.com, został zrealizowany przy wsparciu finansowym Miasta Bydgoszczy.

Całość materiału jest dostępna na blogu.

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor