Kultura 30 sie 15:31 | Redaktor
Życie w ukryciu – kulturalne propozycje Galerii Autorskiej [ODSŁONA 146.]

W 146. odsłonie swojego cyklu publicystycznego Galeria Autorska Jana Kaji i Jacka Solińskiego przybliża liryki Teresy Tomsi i grafiki Jacka Solińskiego.

Teresa Tomsia – liryki


fot. Tomsia Teresa nad morzem

Teresa Tomsia (1951) ur. w Wołowie na Dolnym Śląsku. Poetka, eseistka, animatorka kultury, autorka pieśni i scenariuszy (prowadziła Klub Piosenki Literackiej „Szary Orfeusz”). Pochodzi z rodziny Kresowian, co opisuje w prozie dokumentalizowanej o deportacji z nowogródzkiej ziemi Dom utracony, dom ocalony (2009) i o miasteczku przesiedleńców Świdwin przypomniany (2018).Współpracowała m. in. z „Tyglem Kultury”, obecnie publikuje w „Toposie” i „Frazie” (cykl: W pamięci, w odbiciu) oraz na  polonijnym portalu „Recogito”. Jej wiersze tłumaczone były na j. niemiecki (Wieczna rzeka – Der Ewie Fluss, 1996), na j. niemiecki i francuski   (Schöner – Piękniejsze – C'est plus beau, 2000), znajdują się w antologiach, m.in. Poznań Poetów (2011); wieczór/vespera (2020). Ostatnio ukazały się jej szkice literackie Niedosyt poznawania (2018), wybór wierszy W cieniu przelotnego trwania z posłowiem Jerzego Ł. Kaczmarka Powidoki przemijania(2021) oraz tomik Liryki przedostatnie (2022). Za osiągnięcia artystyczne i projekty kulturotwórcze uhonorowana brązową „Glorią Artis” (2007) i Nagrodą Marszałka Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury (2011). Portrety poetki narysowali znani graficy: Franciszek Starowieyski, Paweł Jocz, Tadeusz Badowski. Mieszka w Poznaniu.

 

Przylgnąć

 

schowaj mnie – o Panie –
jak suchy liść między
karty Twojej Księgi


Jerzy Ł. Kaczmarek

Przeszedł na drugą stronę i przebywa tam,
nie śląc haiku. Zabrał słowa, które mogłyby
coś więcej objaśnić, wytłumaczyć go
z nagłej i ostatecznej nieobecności.

Ktoś tu jeszcze żyje, uprawia glebę.

Kobieta przywiera do mężczyzny
ściśle, od wewnątrz, mocno
jak żywica w żyłach drzewa.

Zabłysły ognie listopada,
jesienny poranek wabi zmysły,
a już po chwili zrzuca z gałęzi
zeschłe liście – szeleszczą
na chodnikach, zanim znajdą
schowek pod powierzchnią
wilgotnej ziemi.

Przylgnąć, dać się wchłonąć
głębi, która przyciąga
i zagarnia.


2 XI 2021

 

 

Kamyk

Dziś kamyk wpadł
przez okno komputera
do mojej pracowni.

Biorę go na warsztat
i oglądam w świetle
w Wielką Sobotę – 
jak dobrą nowinę.

Lśni w słońcu,
trzepocze skrzydełkiem
jakby chciał odlecieć
do innego domu –

lecz tulę go w dłoni
jako dar od Tego,
który wie, co czyni.

 

8 IV 2023

 

A gdyby ktoś zawołał

A gdyby ktoś zawołał: stój,
jeszcze nie pora, czy mogłabym
powiedzieć – zostanę tu chwilę,
ponownie spróbuję przyjrzeć się
(nie)istnieniu, czym jest,
a czym nie jest
nieprzetłumaczalne.

Czym jest to, co splata w jedno
jasność i niepokój, światło
z ciemnością miesza, z nagła
przygaszone. Znika prędzej
niż tętno na dnie mego serca,
lecz próbuję dalej, póki sił
wystarczy, aby coś ważnego
znowu się zdarzyło – jak okruch
na stole i wspólna samotność –
wobec czasu, który zdąża tu
nieśpiesznie, nieuchronne
i twarde stawiając warunki,
bez wyjaśnienia: po co.

 

Nie pytaj, różo

Nie pytaj, różo, co się stało
z zatraconym czasem –
przyjaciel zamilkł,
zapomniał,
choć witałam go
z pochodnią serca,
ledwie chwytał oddech
i czarny kapelusz.

Nie udało się
porozumieć
z bratem.

Błogosław życie
w zwijających się płatkach,
w palcach suchych jak liście –
mów o zadawnionym żalu,
który nie chce odejść,
trzyma za gardło,
za nic ma twoje
aromaty,
ślady
na papierze.

 

Modrzew

Eugeniuszowi

Modrzew z grupą przyjaciół rozrósł się
na skraju parku, w lecie i zimą cieszy nasze
oczy, siłę życia pokazuje, gdy odradza się
zielenią. To jest tak, jak z nami bywa –
wspieramy się, gdy wichry nadchodzą,
dotrzymujemy przyrzeczeń, wyciągamy
ku sobie ręce jak gałęzie. Nie mów,
że lepszy nie będziesz – wiesz
dobrze, że tym się stajesz,
kim pragniesz.


Wiersz nie jest spowiednikiem,
lecz kiedy powierzasz mu sprawy
trudne i najgorsze, płacze z tobą,
współ-czuje, pojmując, co
chcesz w sobie zmienić
i próbuje pomóc –
bierze kamień,
toczy go z tobą pod górę.


14 II 2022

 

Nie patrząc pod nogi

pamięci Michała Milbergera (1922-1997)

Już tyle lat, a uporczywie zaświadczam,
że jesteś. Dawno pogrzebany, nigdy jednak
nie zostałeś pożegnany na zawsze – dopóki
żyję, trwasz ze mną, aż serce przemieni się
w zimny kamyk złożony na płycie nagrobnej.

Za oknem szron pobłyskuje na gałęziach
świerku – jakby ktoś rysował nieskończoną
kreskę. Niedzielny poranek bywa czułym
oczekiwaniem na Słowo rzeźbione w wyobraźni
samotnego człowieka – wiedzą o tym poszukiwacze
spełnień nieoczywistych i nadziei jaśniejącej
w błysku latarki – na obraz lub podobieństwo.

Błądzisz w chmurach zmierzając wciąż ku pracowni
przy rue Borromée, uśmiechasz się do figurek
z szarej gliny, przyjaciół i marzeń.

Idziesz z wolna – rozświetlony,

z uniesioną głową, nie patrząc pod nogi.


18 XII 2022

 

Jasne twarze, ciemne ulice

Urodziwe twarze rysowane wprawną ręką artysty
z profilu i en face, oprawione w pozłacane ramy,
jaśnieją na muzealnych ścianach. Z portretów
patrzą na nas ludzie z przeszłości, ich lica płoną
w świetle lamp i naszych niepewnych spojrzeń.
Krwawe tajemnice zabrali z sobą, pokryli ochrą,
burgundem, zamknęli w legendach. Ciemne ulice
za oknami Muséed’Orsay wkrótce spłoną
zasypane śmieciem. Spokojnie śpi papież,
chóry śpiewają, wiosna niesie otuchę.

Mówiłeś: nie wrzucaj grosza żebrakowi,
gdy kłamie, przekraczaj ulice zapatrzona w biel
paryskich kamienic, w rozświetlone nagle wersy
nutą serdeczną przybyłą nie wiadomo skąd.

Księga, którą niesiesz w nadziei na odczytanie
tajemnic, na wewnętrzne poruszenie,
dyskretnie milczy, więc idź dalej.

Jasne twarze, ciemne ulice.
Jest jeszcze tyle śmierci do zapisania
na liście straceń, tyle białych plamw notesie
zapomnienia, tyle nowych granicdo obrony,
wciąż tyle rąk wyciągniętych po kawałek
chleba, po ziarno, któreobumrze –
i zmartwychwstanie.

 

Właśnie znów dzwonię i pytam

        Co więcej można komuś podarować, ponad ów błysk w oku i w duszy,
                      który dwa spojrzenia zamienia w jedno, i sprawia, że widzi się więcej
                      niż dotychczas, patrzy się znacznie dalej, mądrzej, głębiej niż zazwyczaj?

                                                                                                                     Marek Wittbrot

Nasze pierwsze rozmowy o książkach toczyły się w „Tyglu Kultury”,
w metaforach, w obrazach podróżnych witaliśmy Tych, których
dziś już z nami nie ma: Zbyszka Dominiaka, Macieja Niemca,
Pawła Jocza, Michała Milbergera. Słowa, wiersze, cytaty
gubiły się i błądziły w przedwieczornej ciszy.

Dawniej, w dziecięcym pokoiku na półce z baśniami
tajemnicze postacie niosły wieść radosną, lecz lata
mijały, z jasnych opowieści zostały suche okruchy, które
pamięć zgniata. Dziś trudno zebrać je wszystkie w jeden
trwały bukiet. A jednak rozmowy o tym, co boli nas
i umacnia, z zapytaniem o zdrowie, wydawnicze plany,
toczą się wciąż bezgłośnie w rocznice i święta.

Właśnie znów dzwonię i pytam, bo kto w drogę
wyrusza, musi także powracać w miejsce, jakie
dla siebie w tej wędrówce znalazł.

Przyjaźń jest światłem, w głębię zapatrzeniem,
z ciemnicy wyprowadza, czuwa, ożywia nadzieję.

                                              

Głosy o poezji

Teresa Tomsia potrafi pisać o rzeczach ostatecznych, o cierpieniu, utracie bliskich, o śmierci niezwykle delikatnie i zarazem bardzo autentycznie. Pisze spokojnie. W jej wierszach panuje harmonia między czysto ludzkimi emocjami a językiem. Poetka cierpliwie odkrywa przed sobą i przed nami trudne i niejasne ścieżki. Stara się je rozświetlić i wyprostować. Często są to bardzo osobiste szlaki i tropy. Kierowane i adresowane niewątpliwie bardzo konkretnie, potwierdzają wspomniany wcześniej wymiar biograficzny, ale – dzięki zachowanemu w nich dystansowi – mają wartość ponadindywidualną.

Wojciech Kaliszewski, Liryczne pożegnania [w:] „Nowe Książki” 12/2022

 

Subtelna, psychologiczno-egzystencjalna natura tej poezji, w której samoświadomość mówiącego „ja” jest szczególnie wyczulona na doświadczenie siebie i świata, natury i kultury, rodzi w konsekwencji wiersze z krwi i kości. „Ciekawość duszy drugiego człowieka” staje się trafną metaforą twórczej osobowości i artystycznych dążeń, a także filozofii życiowej „odwracającej ku jasności ostateczne pytanie” (jak w wierszu o rzeźbiarzu Michale Milbergerze Pożegnalna wieczerza).

Karol Alichnowicz, Przyjaciel: człowiek, świat, wiersz [w:] „Topos” 2/2022

 

Podoba mi się to, że Teresa Tomsia potrafi różne wątki literackie i egzystencjalne spleść w jeden warkocz, rzucać pomocne kładki, snuć nić porozumienia między dalekimi środowiskami i miejscami, w jakich żyjemy. Służenie innym dla wspólnego dobra to cecha rzadka u ludzi w dzisiejszym świecie. Duchowe wsparcie jest równie ważne jak poprawki stylistyczne czy dopełnienie kontekstu cytatem, zatem jej służebność jest na miarę prawdziwej przyjaźni i za to właśnie z głębi serca dziękuję autorce Liryków przedostatnich, o których tak trafnie napisał w grudniowym numerze „Nowych Książek” prof. Wojciech Kaliszewski, że w jej poezji jest „obecna autentyczna miłość kierująca naszym poznaniem”.

Irena Knapik-Machnowska [w:] https://www.recogito.eu/dobre-slowo-pod-choinke/

 

Poetka z Poznania widzi i rozumie poezję poprzez doświadczenie podróży kulturowej i zakorzenienie w tradycji literackiej. W obecnych czasach, gdy jest tyle konfliktów zbrojnych i środowiskowych kłótni, warto zauważyć, że autorka pieczętująca się godłem wzajemnego szacunku i zrozumienia staje się dziś kimś w rodzaju przewodnika duchowego, który wznosi się ponad podziały i przypomina „przyjaźń” jako wartość: „by trwać przy niej tyle, ile było możliwe/ i wyobrażone, ile potrafiłeś”.

Adam Lizakowski, Kamień, czyli definicja poezji [w:] „Topos” 3/2022

 

W najnowszym tomiku poetyckim Teresy Tomsi Lirykiprzedostatnie (FlosCarmeli, Poznań 2022) jest coś z aury nabożeństwa. Czytelnik zasiada w „przedostatnim” rzędzie i wsłuchuje się w opowieści o utracie. Kolejne strofy oprowadzają po bliskich jej miejscach, przywołują zaprzyjaźnione osoby, mówią o tym, co obecne, co przeszłe, co przewidywane. Radość obcowania z drugim człowiekiem przeplata się tu, podobnie jak w modlitwie, ze smutkiem, tęsknotą i stratą. To prawda: boli istnienie, ale jeszcze bardziej doskwiera jego brak. W najnowszym zbiorze wierszy jesteśmy zatem świadkami kontredansu życia i śmierci.

Irmina Kosmala [w:] https://kuznia.art.pl/recenzje/2638-liryki-przedostatnie-teresa-tomsia.html

 

Jacek Soliński – grafika


Jacek Soliński fot. Krzysztof Szymoniak

Jacek Soliński ur. 1957r. w Bydgoszczy. Grafik, malarz, publicysta, fotograf, wydawca. Od 1979 roku prowadzi, wspólnie z Janem Kają, Galerię Autorską oraz wydawnictwo w Bydgoszczy.

 

 

 

 

 

Równowaga i obecność  (2013)

W mojej pracowni stoi stary wahadłowy zegar. Wystarczy, by ktoś nieopatrznie dotknął wahadła, a wtedy mechanizm zatrzymuje się. Ilekroć się to zdarzy, czuję zakłopotanie, jakbym tracił swój rytm. Ponowne wprawienie urządzenia w ruch wymaga cierpliwości. Pozornie wydaje się to proste. Niewłaściwie pobudzony zegar „kuleje” i po chwili przystaje. Uruchomienie systemu trybików wymaga wyczucia pulsu tego organizmu, płynnej powtarzalności drgań. Rytmiczne tykanie oznacza przejście mechanizmu w trans, niejako powrót do „życia”. By tak się stało, trzeba wyznaczyć odpowiednią odległość między pionem a wychyleniem wahadła. Skuteczne rozhuśtanie tego ramienia wiąże się z wieloma próbami. Przypomina terapię, w której lekarzem jest czas miarowo przestępujący z teraźniejszości w przyszłość nieustannie namawiając: „chodź ze mną”. Symetria wychyleń działa jak hipnotyczny spacer w nieznane, któremu towarzyszy powtarzający się motyw było--jest-będzie. Poddanie się tej kuracji przynosi ukojenie. Wymaga ciszy, w której oczekiwane „kroki” wahadła wydają się odpowiedzią na pytanie – „Co to jest czas?”. Regulowanie i słuchanie mechanizmu stanowi dla mnie poszukiwanie równowagi, a więc poszukiwanie poczucia rytmu. Zajęcie „stroiciela zegara” ma coś z kontemplowania monotonii, która, w tym wypadku, jest pozorna. Ustawianie wahadła zdaje się pobudzać myśli o istnieniu, o bycie. Ta osobliwa przygoda stanowi ważną lekcją dla wyobraźni. Po tym  prostym doświadczeniu wystarczy chwila refleksji, by w ślad za ewangelicznym zdarzeniem z Martą i Marią (Łk 10, 41) uzmysłowić sobie, że niepotrzebnie troszczymy się i niepokoimy o zbyt wiele, „a potrzeba (mało albo) tylko jednego”. Odnalezienie chwili skupienia w zabieganiu i zatroskaniu codziennymi realiami zdaje się być nieodzowne.

Podobne doświadczenie przeżywam w swojej pracy rytniczej. Regularnie (od 1986 roku) 24 października przygotowuję coroczną wystawę linorytów w Galerii Autorskiej. W ten sposób sumiennie podpisuję „swoją listę obecności”. Realizując kolejne ekspozycje, staram się pojąć, czym jest miarowe stawianie kroków w czasie. Od 1970 roku zajmuję się wypukłodrukiem, „uprawiam” więc linoryt. Użycie czasownika „uprawiam” wydaje się w tym przypadku zasadne, gdyż można to określenie odnieść do czynności, jaką jest praca na roli wiążąca się z cyklicznym rytuałem powtarzalności. W tym działaniu objawia się moja świadomość poczucia miejsca i czasu. Poszukując w linorycie równowagi między bielą i czernią – podobnie, jak przy wychyleniach wahadła – staram się odnaleźć rytm. Kompozycja grafiki jest prywatnym terytorium, obszarem ograniczonym – zamkniętym, ale jednocześnie może być również przestrzenią nieograniczoną, otwartą dla rozważań estetycznych, w które wpisuję ważne dla siebie pojęcia i tematy. Rozwijam wybrane myśli za pomocą obrazów-metafor, starając się oddać w nich puls swoich dociekań. Posługując się dłutem nieustannie wycinam, poszerzam i pogłębiam rowki. Nie umiem wytłumaczyć, jak to się dzieje, że w tej monotonnej czynności znajduję coś szczególnego. Przystań odosobnienia, jaką stał się mój warsztat grafika, pełni funkcję stabilizatora równowagi. Pracuję na utworzonym przez siebie etacie, jako „strażnik wahadła” tak, jakbym był uzależniony od tej czynności. Ta iluzoryczna posada nadaje szczególny charakter mojej samotni. Określa status wyalienowania, staje się sposobem życia, szkołą nieustannego dążenia, w którym zawiera się creatio continuo. Frapuje mnie ciągłość ustawicznego stawania się, bo w tym procesie wciąż coś odnajduję i jednocześnie trwam w ruchu. „Powtarzam” określone tematy i równocześnie „nie powtarzam” ich, bo odkrywam je ponownie – inaczej. Dobrze jest w takiej sytuacji badać „prędkość” własnego myślenia, zestawiać to, co zewnętrzne, z tym, co wewnętrzne. Konfrontowanie pulsu własnego i pulsu świata jest potwierdzaniem swojej autentycznej obecności w zbiurokratyzowanej rzeczywistości. Wydaje się to oczywiste, może nawet błahe, a jednak ma w sobie konkret, coś stałego, siłę realności. Dzięki tej nieustannej konfrontacji mojemu poczuciu wolności nie grozi relatywizm. Przywrócenie miarowej pracy zegara jest dla mnie zawsze czymś ważnym, bo przypomina o potrzebie samodzielności i równowagi w świecie elektronicznych cyferblatów.

Jacek Soliński

 

Galeria Autorska Jana Kaji i Jacka Solińskiego w Bydgoszczy powstała 16 czerwca 1979 r.
W latach 80. należała do nielicznych prywatnych galerii w Polsce, jej aktualna znajduje się ponownie przy ul Chocimskiej 5. Twórcy Galerii: malarz Jan Kaja i grafik Jacek Soliński (obaj rocznik 1957) swoje przedsięwzięcie określili jako pozainstytucjonalne, niezależne, otwarte, wciąż poszukujące i ewoluujące. 
Charakter działań Galerii mieści się w formule przenikających się dziedzin: plastyki, fotografii, konceptualizmu, poezji, literatury, teatru, muzyki i filozofii. Cykl „Życie w ukryciu” przybliża twórczość artystów związanych z Galerią. Więcej czytaj m.in. na stronie autorska.pl. 

Redaktor

Redaktor Autor

Redaktor